"Możliwość wyspy” Michela Houellebecqa była jedną z najbardziej oczekiwanych książek sezonu. Pisano o niej, zanim jeszcze się ukazała, jednocześnie w kilku europejskich stolicach. Od tamtej pory wrzawa wokół niej ucichła, gdyż jest to, niestety, książka słabsza i wtórna wobec jego poprzednich powieści: „Cząstek elementarnych” i „Platformy”.
Daniel, popularny komik kabaretowy, cynicznie żeruje na najniższych instynktach publiczności. Każdy kolejny sukces pogrąża go w coraz większej depresji; chwilową ulgę przynosi mu jedynie przedstawiany przez autora z pornograficzną dosłownością seks. Daniel gardzi społeczeństwem, które fascynuje się takimi gnidami jak on, i oczywiście gardzi samym sobą. W końcu wiąże się więc z sektą, obiecującą swoim adeptom nowe życie.
Udała się pisarzowi ta na poły autobiograficzna spowiedź zgorzkniałego, nienawidzącego swoich wielbicieli komedianta. Celny jest również opis mechanizmu funkcjonowania kolorowych mediów i sekty, która cieszy się tym większym wzięciem u dziennikarzy, im większe cymbalstwa głosi. Wizja zagłady ludzkości, którą w perspektywie kilku wieków mają zastąpić przedstawiciele całkiem nowego, wyhodowanego w laboratoriach gatunku, zaskoczy jednak tylko czytelników nieobeznanych z klasyką literatury s.f. Apokaliptyczna wizja zatraconego w konsumpcji i rozpuście Zachodu wstrząśnie zaś chyba tylko tymi, którzy dawno nie zajrzeli do „Frondy” lub „Naszego Dziennika”.
Autor sprzedaje za pomocą środków i technik zaczerpniętych z kultury porno niesłychanie konserwatywną, bliską fundamentalistom religijnym wizję świata, w jakim żyjemy. Nie sądzę, by naprawdę ją wyznawał – więcej w tym strategii marketingowej niż przekonania – ale ta strategia naprawdę działa w krajach, gdzie więcej osób oglądało „Głębokie gardło” niż „Pasję”, a literatury pięknej nigdy nie traktowano tak serio jak w Polsce. Dla przeciętnego Francuza czy Niemca powieści Houellebecqa mają urok perwersyjnej ciekawostki; ot, kaznodzieja w pornoklubie. W Polsce przeciwnie: to pornograf w kruchcie – zjawisko intrygujące intelektualistę, lecz wstrętne ogółowi czytelników.
Zapewne gdyby walory artystyczne tego pisarstwa były bardziej oczywiste, jego twórczość mimo to by się u nas przebiła. Lecz najwyraźniej nie są, a domorosłych moralistów i bez Houellebecqa ci u nas dostatek.
Michel Houellebecq, Możliwość wyspy, przeł. Ewa Wieleżyńska, WAB 2006, s. 366
Przeczytaj fragment książki