Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "Kino rzeczy znalezionych"

 
W komedii Tadeusza Chmielewskiego Nie lubię poniedziałku (1971) można znaleźć dziwaczną scenę. Oto na ulicznym skrzyżowaniu rozemocjonowana niewiasta pozostawia milicjantowi pod opiekę, niczym skarb, kilka rolek papieru toaletowego nanizanego na konopnym sznurku. Dla współczesnego odbiorcy (niechby urodzonego w roku premiery filmu) będzie to sytuacja całkowicie niezrozumiała. Zgoła inaczej dla kombatantów Peerelu.

Tylko oni, ciężko doświadczeni przez ówczesny – chwilowy – deficyt dóbr powszedniego użytku, potrafią wczuć się w stan ducha bohaterki. Jaką szansę dostała na sklepowej loterii! Jak hojnie wynagrodził ją los – całym zwojem, a nie dwiema rolkami!

Pod przewodnictwem pierwszego sekretarza Władysława Gomułki państwo zwane ludowym wyspecjalizowało się w znojnej walce z trudnościami przez siebie zawinionymi. Właściwie wszystko poza octem, makaronem i marmoladą musiało być zdobywane. O artykułach przemysłowych lepiej już nie wspominać. Już w roku 1954 piątka (chłopaków) z ulicy Barskiej (z filmu Forda) stanęła przed sądem za kradzież kilku kilogramów papy. Ale rzecz dziwna: produkcja niedostępnego papieru szła pełną parą, zakłady mięsne ciągle zwiększały niewidoczną produkcję, fabryki obuwia nieprzerwanie urozmaicały asortyment swoich mitycznych wyrobów. Nasuwa się podejrzenie, że w Peerelu zaistniał konflikt między producentami i wynalazcami z jednej, a ludnością, która nie potrafiła docenić dynamicznego, naukowego rozwoju, z drugiej strony.

Kobieta z papierem toaletowym (tak nazwano tę postać w czołówce filmu Chmielewskiego) też jakby nie zadbała o uzgodnienie swoich niskich potrzeb z teoretycznymi innowacjami. Zmagania przemysłu o higienę i godność obywateli miały swoją chronologię.

Reklama