Dzięki eterowi Anglia się bogaci, cechy rozkwitają, wyją zmianowe syreny, kominy plują dymem, bogacze żyją w niewyobrażalnie wyuzdanym luksusie, a reszta nas pracuje, kłóci się i walczy o okruchy, które zostały. Nawet inne kraje, złapawszy się we własne dziwożarowe macki eteru i śmiechu warte mity o odkryciu go przez innego wielkiego mistrza niż angielski, dymem i stukiem młotów spełniają marzenia o cechowym przemyśle, a dzikie ziemie pozostają niezbadane. Dzięki eterowi świat obraca się powolnymi, mrocznymi wirami Wieków, ponad wojnami i konfliktami. Bez niego... ale to nie do pomyślenia!
– No, dalej – rzekł mistrz Hinkton.
Rudowłosy chłopak zerknął na zasuwę, potem na tablicę, gdzie widniał fonetyczny zapis tego, co miał wypowiedzieć, dotykając zasuwy, choć tu nawet normalne litery alfabetu wyglądały jak język z Księżyca, do tego zapisany z błędami.
– Trzymaj palec pośrodku, tumanie, bo sprężyna ci go utnie! I czym będziesz wtedy dłubał w nosie, co?
Nerwowe chichoty rozniosły się po klasie.
– Śmiało. Jeszcze będzie z ciebie cechmajster.
W końcu chłopak spróbował. A może tylko odchrząkiwał. Nic się nie stało. Ziemia pod nami zadźwięczała.
– Jeszcze raz, tylko głośniej. Każdy cechowy, który jest coś wart, by to zaśpiewał.
Chłopiec spróbował znowu. Głośny trzask i zamek się otworzył.
– No, podnieś wieko. Zajrzyj do środka.
Mistrz Hinkton miał swój dyżurny żart, polegający na opuszczeniu wieka na głowę chłopca, który zaglądał do skrzynki. Teraz też to zrobił.
– Pusta, prawda?