Otrzymuje po nim spadek – wielkiego doga arlekina, któremu nadaje imię Apollo. Tak w dużym skrócie można zarysować fabułę „Przyjaciela”, w którym nie wszystko jest do końca jasne: ani to, kto i czy w ogóle był przyjacielem, ani nawet co było prawdą, a co zmyśleniem. Wypowiedź narratorki przybiera formę ni to epistolarną, ni to dziennikową. Tematem jest często także sama literatura. Chciałoby się rzec, że powieść Nunez, wbrew tytułowi, nie jest o przyjaźni, lecz o miłości. Wiele tropów rozrzuconych w powieści każe myśleć, że ów nieodżałowany „Ty”, do którego zwraca się narratorka, przyjacielem nie był (czy nie jest to, jak w „Nieznośnej lekkości bytu” Kundery, „oszukańcza, wiecznie rozczarowująca i skompromitowana relacja”, tyle że przyjaźni?). Znamienne jest przesunięcie, które dokonuje się w ostatnim rozdziale: miejsce „Ty”, zostaje obsadzone przez doga arlekina. Oboje są niczym Rilkowskie „dwie samotności, które nawzajem się chronią i pozdrawiają”. W pewnym momencie dowiadujemy się, że choć pisarz („Ty”) podziwiał warsztat J.R. Ackerley’a, to brzydziło go jego życie, takie, w którym najważniejszym dla człowieka związkiem jest ten z psem. Tymczasem narratorce wydaje się, że Ackerley „w pełni doświadczył tej obustronnej bezwarunkowej miłości, której wszyscy pragną, ale większość nigdy nie poznaje”.
Sigrid Nunez, Przyjaciel, przeł. Dobromiła Jankowska, Pauza, Warszawa 2019, s. 209