Kot niebieski, nazywany kartuskim, jest ponadprzeciętnie duży, ma błękitne futro, wygląda, jakby się uśmiechał, i nie mruczy. Ostatni taki osobnik narodził się w krzakach gdzieś pod Prokowem w 2015 r. W naszych stronach znalazł się kilka stuleci temu, zresztą w tych samych okolicach na Pomorzu. Towarzyszył mnichowi, który stawiał tu klasztor o surowej regule, bo chciał się wyciszyć. Tyle legenda wymieszana z faktami, pasjonująco i twórczo rozwinięta przez Bundę, która z tych rejonów pochodzi. Autorka świetnie przyjętej „Nieczułości” (Literacka Nagroda Gryfia, nominacje do nagród literackich Gdynia i Nike) w swojej drugiej powieści śladem tych rzadkich czworonogów zagląda pod podszewkę dziejów, w tym dziejów duchowości rozumianej ludzko, niekoniecznie religijnie, nawet biorąc pod uwagę licznych mnisich bohaterów i sam klasztor w centrum zdarzeń. Koty to przy tym aż i tylko niemy świadek zdarzeń, towarzysz człowieka, czasem jego sprzymierzeniec, czasem wróg. Losy jednych i drugich istot splatają się i równoważą. Siedem ostatnich stuleci Bunda zamyka w dość intymnych historiach, quasi-legendach, quasi-przypowieściach. Począwszy od mnicha, który wiedziony intuicją, a może boskim podszeptem, przenosi swój klasztor w inne miejsce. Po dzieje najnowsze, powojenne, stalinowskie, czasy lądowania człowieka na Księżycu, rozwoju fizyki i lepszego – na pozór – rozumienia świata. Spojrzenie z lotu ptaka na wypadki bohaterów i klasztoru ujawnia jakąś niepojętą logikę zdarzeń. Albo właśnie brak logiki. „Przez lata wierzyliśmy, że nowe urządzenia pomiarowe, dokładniejsze badania pozwolą wywikłać się z absurdów. Ku zdumieniu fizyków z każdym kolejnym eksperymentem okazywało się, że jest przeciwnie” – wywodzili prowadzący telewizyjną Sondę, tu oglądaną przez współczesnych bohaterów. Tli się w tej powieści pytanie o to, co zwiastuje pojawienie się błękitnego ssaka w XXI w. „Kot niebieski” to książka wielowarstwowa, wieloznaczna (to atut), nieco stylizowana i niemal filozoficzna. A zarazem mniej przystępna od debiutanckiej powieści Bundy, co nie powinno jednak zrażać. Przeciwnie. Zwłaszcza że z nurtem talentu narracyjnego autorki po prostu się płynie.
Martyna Bunda, Kot niebieski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019, s. 416