Jerzy Pilch to zaiste fenomen: pisarz niewątpliwie popularny, choć jego pisarstwo nie ma przecież charakteru rozrywkowego. Jego książki, choć osiągają wysokie nakłady, żadną miarą nie pasują do jakkolwiek rozumianej popkultury. Nie ma co deliberować – pisarstwo Pilcha jest z innej sfery niż, dajmy na to, pisarstwo Stephena Kinga; inaczej kieruje uwagą czytelnika niż kryminały Marka Krajewskiego i innych satysfakcji dostarcza niż proza Pereza-Reverte.
Powyższa uwaga stosuje się do wszystkich dotychczasowych książek Pilcha, ale kto wie, czy nie najbardziej do najnowszej – zbioru opowiadań „Moje pierwsze samobójstwo”. Mamy tu bowiem do czynienia z rzadkim dziś w beletrystyce tonem wspomnieniowo-osobistym, z próbą niby dobrze znaną z historii literatury, ale dziś prawie niepodejmowaną – budowania prywatnej mitologii z elementami sagi rodzinnej.
Ani na chwilę nie traci się wrażenia, że opisany w książce świat, zarówno ten chronologicznie odległy, jak i nieco bliższy teraźniejszości, jest nie tylko światem czasu przeszłego, ale jeszcze światem doznań nie do powtórzenia – smaków, zapachów, erotycznych ekscytacji kiedyś przeżywanych. Stąd zapewne pieczołowitość autora przy tegoż świata opisaniu – każdy szczegół okazuje się ważny, każdy przywołany z przeszłości przedmiot traktowany jak niebywałe znalezisko.
Pilch nie jest, rzecz jasna, pierwszym pisarzem, który „ocala od zapomnienia”, ale na pewno pierwszym, który w ten sposób pisze o rodzinnej Wiśle, o luterskiej społeczności Śląska Cieszyńskiego, dość egzotycznej dla znakomitej większości Polaków katolików, którzy mogą mieć trudności ze zrozumieniem choćby ewangelickiej zapobiegliwości i niejakiego lęku przed Wielkim Światem czyli Babilonem.
Ta rodzinno-sąsiedzka społeczność to takie Pilchowe Macondo z małymi i wielkimi dramatami, z duchami przodków, znakami zapowiadającymi śmierć bliskich, czasem spodziewaną, ale równie często nagłą, jak śmierć pierwszego męża babki Pechowej, który zabił się jadąc motocyklem. Pada więc odautorskie pytanie: „Po to Bóg wszechmogący albo diabeł na motorze rozwalił ci czaszkę, żeby moje życie było możliwe? A możliwe jest tylko przez to, że przed jego udręką bronię się pisaniem?”. Pisanie jako broń przed udręką życia. Czyli inaczej, niż słyszymy zewsząd: że może być od życia albo raczej od śmierci ucieczką; że może być na życie sposobem albo osobliwą grą z życiem i śmiercią.
Jerzy Pilch, Moje pierwsze samobójstwo, Świat Książki 2006, s. 300