Trzy pokolenia rdziny Kisielewskich zapisały się w polskiej kulturze. Najlepiej znana nam jest dziś oczywiście postać Stefana, czyli Kisiela, lecz dwadzieścia lat temu idolem był jego syn Wacek, który wraz z Markiem Tomaszewskim stworzyli jedyny w swoim rodzaju duet pianistyczny łączący z wdziękiem klasykę i pop. Ale w końcu XIX w. słynny – choć na krótko – stał się także wuj Stefana, Jan August: za młodu popełnił dwie sztuki, dziś raczej zapomniane, które przyniosły mu w oczach współczesnych miano geniusza. Był też współtwórcą słynnego Zielonego Balonika. Niestety, jego talent szybko się wypalił.
Sławę wuja próbował doścignąć Zygmunt, ojciec Stefana, lecz nie doceniono jego książek w młodopolskim stylu. Największą pasją Zygmunta była jednak polityka. Stefan oscylował między muzyką, polityką i literaturą; w każdej z dziedzin był sobą, dziecięco szczery. Wacek mimo kariery muzycznej również fascynował się polityką. Wszystkie te cztery postacie łączy więc pewne pęknięcie, ale także choroba na Polskę. Kisielewscy nie wyobrażali sobie poza nią życia, na dobre i złe.
Opisująca ich losy książka Mariusza Urbanka „Kisielewscy” dzieli się wyraźnie na dwa czasy: Jana Augusta i Zygmunta (z ukazującymi się w tle interesującymi postaciami żon: Julii i Salomei) oraz Stefana i Wacka. Autor kreśli swoją sagę stylem potoczystym, iście dziennikarskim, dzięki czemu czyta się ją znakomicie. Nie ustrzegł się jednak błędów: na przykład Lidia Kisielewska pracowała w Polskim (nie Państwowym, nigdy się tak nie nazywało) Wydawnictwie Muzycznym, a w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej (już nie konserwatorium) w czasach studiów Wacka filozofię wykładał nie Karol, lecz Paweł Beylin.
Mariusz Urbanek, Kisielewscy, Wydawnictwo Iskry 2006, s. 302
Przeczytaj fragment książki