Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "Zamach"

W ciągu kwadransa hol ostrego dyżuru zmienia się w pobojowisko. Stłoczono tu co najmniej stu rannych, większość spoczywa na podłodze. Wszystkie wózki są zajęte przez ciała porozrywane, straszliwie poranione odłamkami, niektóre poparzone w wielu miejscach. Płacz i wycie wypełniają cały szpital. Raz na jakiś czas ponad rwetes wznosi się krzyk oznajmiający śmierć ofiary. Jedna z nich umiera mi na rękach, zanim zdążyłem ją zbadać. Kim daje znać, że blok pęka w szwach, żeby ciężkie przypadki kierować do sali numer 5. Jakiś ranny żąda, żeby natychmiast się nim zajęto. Plecy ma obdarte ze skóry, wystaje z nich goła kość łopatki. Gdy nikt nie przybywa z pomocą, chwyta za włosy pielęgniarkę. Trzeba trzech osiłków, żeby wypuścił zdobycz. Nieco dalej ranny leżący między dwoma wózkami rzuca się jak szalony, aż wreszcie stacza się z noszy. Mimo poharatanego ciała zaczyna młócić pięściami powietrze. Zajmująca się nim pielęgniarka najwyraźniej nie daje sobie rady. Na mój widok jej oczy się rozjaśniają.

– Szybko, doktorze…

Ranny nagle sztywnieje; charkot, konwulsje, wierzganie ustają, ręce opadają na pierś jak u pajacyka, kiedy przecięto sznurki. W ułamku sekundy jego przekrwioną twarz opuszcza ból, ustępując miejsca obłędowi złożonemu z zimnej furii i wstrętu. W chwili, gdy się pochylam, wbija we mnie oczy pełne groźby i układa wargi w grymas oburzenia.

– Nie życzę sobie, żeby mnie dotykał Arab – warczy, odpychając mnie gniewnym gestem. – Wolę zdechnąć.

Chwytam jego nadgarstek i siłą przytrzymuję mu rękę u boku.

– Proszę go mocno trzymać – mówię do pielęgniarki. – Zamierzam go zbadać.
– Nie dotykaj mnie – buntuje się ranny.

Reklama