Fantazje Evansa
I co? Nic. Bez wzruszenia i bez sympatii patrzyłem tępo
na Delfiny w błękitnej farbce morza i na Księcia wśród
lilii. Wszystko to bez głębi, bez powagi i wdzięku,
wyjąwszy małe freski ogrodowe i słynną Paryżankę.
Z Księcia wśród lilii albo z Króla-kapłana zachował się
kawałek łydki, torsu, ramienia i pióropusza. Wszystko
inne było rekonstrukcją, domysłem, fantazją. To tak, jakby
ktoś pomiędzy odnalezione ułomki starożytnego poematu
wpisał słowa własne. Obcując z dziełami przeszłości,
chcemy mieć pewność, że są autentyczne, że nikt ich nie
poprawiał, nikt nie wtrącił się, żeby je upiększyć,
udoskonalić, uczynić bardziej zrozumiałymi. Pragniemy
sami, bez pomocy pośredników, przerzucić most nad
przepaścią czasu, między nami a ludźmi i bogami sprzed
tysiącleci. Nie będąc uduchowionym ponad miarę,
poszukiwałem zawsze materialnych śladów, aby nawiązać
porozumienie i przymierze. Dlatego nieodmiennie
wzruszały mnie koleiny na rzymskich drogach, starte przez
pielgrzymów stopnie katedry, znak muratora na kamieniu.
Labirynt nad morzem, LABIRYNT NAD MORZEM
***
Bogini węży
Muzeum. Z blokiem
rysunkowym i zeszytem
notatek. Odwrotnie niż we
freskach, które są jakby
pochwałą natury, tutaj
odnaleźć można ślady
kultów, religii i magii.
Zapis jest drobny,
enigmatyczny. Na górze
kwiatów bogini
z wyciągniętą ręką i berłem.
Dwa lwy. Na lewo postać
z długimi włosami
przegięta do tyłu
w ekstatycznym tańcu. Ale
co znaczy ta scena mała jak
orzech, widziana z ogromnej
odległości czterech tysięcy
lat?