Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Edukacja na opak

 W „Biegając z nożyczkami” Burroughsa opisom okropności towarzyszy wisielczy humor.

„Kręcili tutaj Kto się boi Wirginii Woolf? (…) Widziałem ten film w Amerhearts i całkowicie się w nim zakochałem, ponieważ Elizabeth Taylor i Richard Burton bardzo przypominali moich rodziców. Niemalże kino domowe.” Już ten drobny wyimek ze wspomnień Augustyna Burroughsa daje pewne pojęcie, jakie sceny rodzinne zapisały mu się w pamięci. Ale jest też nieco mylący – obraz domowego piekła z udziałem introwertycznego do bólu, ostro popijającego ojca i chorej psychicznie matki nie jest pierwszoplanowym wątkiem „Biegając z nożyczkami”. Historia zaczyna się w momencie, gdy małżeństwo Burroughsów się kończy, matka Augustena popada w jeszcze większą psychozę i postanawia oddać nastoletniego syna pod opiekę swojego psychiatry, Fincha. Powierza mu nie tyle terapię, co życie dziecka. Augusten trafia do wielkiego domu zamieszkanego i przez liczną rodzinę lekarza, i jego pacjentów.

Obowiązuje tu jedna zasada – każdy robi to, na co ma ochotę. Za wyjątkiem żony doktora Fincha, która bez większego powodzenia próbuje ogarnąć panujący w domu chaos. Narrator miota się pomiędzy jednym brakiem reguł, a drugim, konstruowanym i burzonym przez chory umysł jego matki. Pozornie szybko oswaja się z wszelkimi dziwactwami Finchów, ze spokojem znosi przedwczesną inicjację seksualną z przyszywanym, dorosłym bratem, lecz doskonale zdaje sobie sprawę, że tego rodzaju edukacja nie sprzyja osiągnięciu emocjonalnej dojrzałości. Wiadomo już zresztą, iż doświadczenia z dzieciństwa boleśnie zaważą na późniejszej egzystencji pisarza, po krótkim okresie normalności, popada w ostry alkoholizm, czego świadectwem jest druga część wspomnień zatytułowana „Spragniony”.

To, czego doświadczył Burroughs, wygląda jak przetransponowana na rzeczywistość powieść gotycka.

Reklama