Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "Dziewczyny, wyjdźcie z szafy!"

Z rozdziału: Gdyby szczęście się zdarzyło

Nigdy nie zaznałam miłości, to mnie najbardziej boli. Ani w domu rodzinnym, ani przy mężu, ani nigdzie. Byłam w życiu szczęśliwa może ze dwa razy, przez chwilę. Dawno temu, nawet nie ma co wspominać. Miałam przyjaciółkę... było, minęło. Jakieś pocałunki i to wszystko.

W domu rodziców panowała nędza, nieraz się zdarzało, że nie było co do garnka włożyć. U sąsiadów, co mieli ze dwanaścioro dzieci, było jeszcze gorzej. Nas były trzy siostry - jedna wyszła za mąż, jak ja, a druga została sama. Obie starsze ode mnie.

Żyliśmy w małej mieścinie na Śląsku. Matka miała swoje życie, oschła była. Kiedy byłam mała, oddała mnie do takiego zakładu, który prowadziły zakonnice. Tam same takie dziewczyny trafiały - niechciane albo ciężko chore. Osiem lat tam spędziłam.

Fizycznej krzywdy od nikogo nie zaznałam, ale inną tak. Nakazy, zakazy, kary. Ręce na kołdrę, modlitwy w kółko, to grzech, tamto grzech - wszystko grzech. Zakonnice były zimne, oschłe jak matka albo i gorzej. Poza jedną, co ornaty haftowała. Krótko z nami była, bo wszystkie dziewczyny bardzo do niej lgnęły, za bardzo. Dlatego gdzieś ją przenieśli. Tam bliskość była zabroniona - żadnego przytulania, za długich rozmów na osobności. Zimny wychów cieląt.

Jak wróciłam stamtąd do domu, raz jeden usiadłam matce na kolana. Powiedziała: "Spierdalaj, nogi mnie bolą". I tak to było. Wszystko bym oddała, żeby się stamtąd wyrwać.

Mój mąż miał piekarnię, chodziłam tam po bułki, i tak się poznaliśmy. Był miły, zabiegał o mnie, no i starszy prawie o 30 lat. Chociaż wstręt do mężczyzn czułam sakramencki, pomyślałam: czemu nie? Będę miała opiekę, dach nad głową, utrzymanie. Zostałam jego drugą żoną.

Prawie przez całe życie nikomu nie mówiłam, że wolę kobiety.

Reklama