Tę modę zapoczątkował przed ponad pół wiekiem Leopold Tyrmand pisząc „Złego”. Później nikt nie śmiał zmierzyć się z tematem kryminalno-obyczajowo-socjologiczno-miejskim. „Zły” był wznawiany kilkakrotnie i wytrącał widać pióra pisarzom kolejnych pokoleń.
Ostatnio jednak znalazł się taki odważny. Mam na myśli laureata Paszportu „Polityki” Marka Krajewskiego i jego cztery kryminały, których akcja toczy się w przedwojennym Wrocławiu. Książki Krajewskiego, którego niemal zacmokano na śmierć z zachwytu, wyzwoliły talenty kilku jeszcze innych autorów. Na łamach „Życia Warszawy”, na oczach publiczności, powstaje z tygodnia na tydzień kryminał warszawski pióra naszego byłego kolegi Artura Górskiego.
W księgarniach natomiast pojawiła się książka Konrada Lewandowskiego „Magnetyzer”, której podtytuł: „Wielki świat i półświatek przedwojennej Warszawy w cieniu zbrodni” mówi wszystko. A może prawie wszystko. Akcja powieści, rozgrywająca się w końcu lat dwudziestych XX wieku, toczy się w eleganckich kawiarniach, kurewskich spelunkach, na zatłoczonych bazarach, na żydowskich Nalewkach, ale także na uniwersytecie i w najwytworniejszych lokalach stolicy. Główny bohater, młody komisarz Jerzy Drwęcki, siada przy stole zarówno z generałem Wieniawą-Długoszowskim, gurmandem Francem Fiszerem, jak i królem Kercelaka – Tatą Tasiemką i jego ferajną.
Autor z dużym znawstwem opisuje topografię przedwojennej Warszawy, jej obyczaje i mroczne tajemnice. Dodatkowym walorem powieści są też retrospekcje sięgające czasów napoleońskich, napisane ze znajomością militarnych detali.
Konrad T. Lewandowski, Magnetyzer, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2007, s. 237.
Przeczytaj