Akcja „Krytyki” rozgrywa się w lutym 1804 r. w Królewcu. W ciągu roku popełniono tu kilka przerażających i tajemniczych zbrodni. Sprawę ma wyjaśnić młody prokurator ściągnięty królewskim ukazem do stolicy Prus Wschodnich. Dlaczego właśnie on? To zagadka równie tajemnicza jak same przestępstwa.
Mentorem śledczego jest, jakżeby inaczej, sam Kant. Gregorio obficie korzysta z przesłania, że literatura jest sferą wolności i nie przejmuje się zbytnio brakiem narracyjnej konsekwencji. Akcja książki rozpoczyna się w lutym, w najzimniejszy dzień „w ludzkiej pamięci”, co nie przeszkadza, że już kilka godzin później pada deszcz i trwa burza. Prokurator zakłada do oględzin trupa rękawiczki w obawie przed infekcją, choć trzeba było jeszcze ponad pół wieku do odkryć Ignaza Semmelweisa i jego wskazań, by lekarze zaczęli myć ręce po sekcji zwłok. Licznie występujące w powieści postaci nie przekonują psychologiczną głębią, konstruowane są przy użyciu melodramatycznych chwytów stylistycznych, podobnie w konwencji melodramatu budowana jest atmosfera grozy i niesamowitości.
Co chwila powinienem był czuć podczas lektury, jak zamarza mi z przerażenia krew. Owszem, czułem jak stygnie, ale ze znużenia. Zrzędzę? Zapewne, ale dlatego, że wydawca obiecał w wielkiej kampanii promocyjnej intelektualną ucztę. A w rzeczywistości czytelnik dostał całkiem ciekawy, dobrze czytający się, ale raczej przeciętny kryminał.
Michael Gregorio, Krytyka zbrodniczego rozumu, przeł. Ewa Rudolf, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 500
Przeczytaj fragment książki
Kup książkę w merlin.pl