Gdy w 1926 r. Márai wsiadał w Marsylii na statek, którym miał popłynąć do Egiptu – a stamtąd wyruszyć do Palestyny, Bejrutu, Damaszku, Konstantynopola, Aten, by po trzymiesięcznej włóczędze powrócić do Paryża, gdzie zarabiał na chleb jako dziennikarz – liczył sobie 26 lat. Miał już wtedy za sobą debiut poetycki i prozatorski, ale niezbyt udany. I dopiero „Śladami bogów”, jego dziennik z podróży na Wschód, okazał się pierwszym wielkim dziełem tego w pełni już wówczas dojrzałego pisarza i myśliciela, który widzi więcej niż naskórek świata, a czasami nawet doznaje daru jasnowidzenia. Węgier wybrał się na Wschód w kilka lat po wielkiej europejskiej rzezi, a już wszelkie znaki na niebie i ziemi zwiastowały kolejną katastrofę, którą on też przeczuwał.
Sándor Márai, Śladami bogów, przeł. Irena Makarewicz, Czytelnik, Warszawa 2021, s. 261