Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "Krytyka zbrodniczego rozumu"

Młody sędzia Hanno Stiffeniis otrzymuje pewnego dnia niespodziewane wezwanie do Królewca: król pruski Fryderyk Wilhelm III mianuje go prokuratorem i zobowiązuje do rozwiązania zagadki serii tajemniczych i okrutnych morderstw, które od roku wstrząsają tym miastem. Jest zima 1804 roku, a wojska Napolena szykują się do inwazji na Prusy. Mieszkańcy Królewca boją się każdego cienia w zaułkach ulic. Prowadząc śledztwo Hanno Stiffeniis spotyka się nie tylko z słynnym filozofem Immanuelem Kantem, ale i z uczniem mistyka, Emanuela Swedenborga.

Widziałem zwłoki we Francji. Wiedziałem, czego może dokonać tnące ostrze świeżo naoliwionej gilotyny. Ale tamte doświadczenia nie przygotowały mnie na widok prawnika Tiffercha. Leżał na plecach, w całkowicie nienaturalnej pozycji. Wyprężony do góry tułów i zgięte kolana tworzyły nad stołem wysoki, strzelisty łuk, ramiona zwisały w dół. Wyglądał tak, jakby życie zostało z niego wydarte. Szklista cera miała nienaturalny, żółtawy odcień zmumifikowanych włoskich świętych. Policzki były zapadnięte, usta otwarte szeroko. Na twarzy wyraz całkowitego zasko­czenia. Włosy zamarznięte, sztywne i tak zbielałe, że wziąłem je za sople lodu. Długi, prosty nos prowadził do cienkich, podkręconych czarnych wąsów, o które Tifferch najwyraźniej wyjątkowo dbał. Miał na sobie eleganckie ubranie koloru oliwkowego, ze złotą lamówką przy kołnierzu, u dołu żakietu i wokół dziurek od guzików. Pończochy koloru biszkopta zwisały luźno ze szczupłych, stężałych pod wpływem zimna łydek. Oba kolana lepiły się od błota. Nie widać było żadnych śladów wskazujących na przyczynę zgonu. Nic, co mogłoby wyjaśnić, z jakich powodów prawnika Tiffercha spotkał taki koniec.

- Jak on umarł? - zapytałem, bardziej siebie niż któregoś z obecnych.
- Wnet się dowiemy - odrzekł chmurnie Vigilantius, zabierając się do roboty.

Reklama