Trzypokoleniowa saga to opowieść o zanikaniu rodziny. Drzewo genealogiczne narratora jest jak usychający pień. Dziadkowie, samotna matka i bezpotomny narrator. Tak wygląda ród zapoczątkowany przez Piotra Pawła – dziadka narratora. Dziadkowie pobierają się nie z wielkiej miłości, ale z lęku przed samotnością. Uczucia, które kiedyś do siebie żywili, wygasają, zmieniają się w niechęć, a w końcu nienawiść. Z ich związku rodzi się córka, wyposażona w „na stałe zamontowany system antyemocjonalny”. Nikogo nie kocha, nikt nie może jej pokochać. Jako druga kobieta w historii ludzkości rodzi dziecko za sprawą niepokalanego poczęcia i od początku ubolewa, że jej syn nie osiągnie niczego na miarę Jezusa Chrystusa. Matka jest cierpiętnicą, więc potomek z definicji musi być nieudany. I zgodnie z oczekiwaniami matki taki właśnie jest.
Mieszka w opuszczonych domach przyjaciół, którzy po wielkiej wojnie (akcja dzieje się w drugiej połowie XXI w.) uciekają za granicę, używa cudzych przedmiotów, oddycha cudzymi przeżyciami, żyje cudzym życiem. Nie wie, kim jest. „Nagrobek z lastryko” nie jest powieścią futurystyczną. Przesunięcie w czasie daje narratorowi wygodny punkt obserwacyjny do opisu teraźniejszości. Patrzy na zdjęcie dziadków z wakacji w Chorwacji w 2003 r. (bo wtedy wszyscy jeździli do Chorwacji) i punktuje mody i obsesje współczesności: „Na początku tego wieku dziadek zaczynał nowe życie, a wraz z dziadkiem cała ludzkość. Rzucał palenie, ograniczał picie, rezygnował ze słodyczy i zaczynał regularnie chodzić na basen. Nie umiał tylko wyzbyć się niepokoju, który trzymał go mocno za rękę i potrząsał nią co chwilę”.
Rodzina to piekło, ale bez tego piekła życie staje się nie do zniesienia – oto streszczenie powieści „Nagrobek z lastryko”.
Reklama