Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Fragment książki "Patrol zmroku"

Jak przystało na prawdziwą, aktywną wiedźmę, w swojej leśnej chatce Arina warzyła jakieś ziele. Stała przy rosyjskim piecu z uchwytem do garnka (nad mosiężnym kociołkiem unosiły się kłęby zielonej pary) i mamrotała:

 

Janowiec, trzmieliny wiele

Garść piasku ze zbocza

Wrzosu pęk i zięby szkielet

Ropa z wrzodu broczy...

 

Ja i Edgar stanęliśmy w drzwiach, a wiedźma, stojąc tyłem do nas, potrząsała kociołkiem i mówiła:

 

Znów janowiec i trzmielina

Ze trzy orle pióra...

 

Edgar odchrząknął i dokończył:

 

Aceton, kefiru krztyna

Dwie rózgi niedługie?

 

Arina podskoczyła, jakby zaskoczona i zawołała:

- O matko kochana!

Zabrzmiało to bardzo naturalnie, ale coś mi się wydawało, że nasza wizyta nie była dla gospodyni zaskoczeniem.

Reklama