SCENA 1
Na scenie stoi kilka, nie więcej niż dziesięć, grubych, masywnych drzew tworzących swoisty labirynt. Drzewa mogą być schematyczne, geometryczne, ale jednak nie płaskie. Pnie mają realnie walcowaty kształt. To miejsce wyrębu. STARY, ŁYSY i MŁODY pracują. Piłują drewniane kłody, przenoszą je, przetaczają w dość wolnym, sennym tempie, ale jednocześnie w regularnym, równym groteskowym rytmie. Nawet gdy każdy z nich robi coś innego, łączy ich to samo tempo, ten sam rytm. W pewnym momencie ŁYSY przerywa pracę i siada. STARY i MŁODY zatrzymują się w pół gestu.
STARY No co?
ŁYSY Nic.
STARY No to co?
"
ŁYSY Przerwa.
STARY Przecież była.
ŁYSY Ale się skończyła, a mnie jest potrzebny wypoczynek. Coraz więcej wypoczynku.
STARY Przecież jesteśmy w pracy...
ŁYSY Jesteśmy. Wciąż jesteśmy w pracy. Coraz więcej pracujemy i coraz więcej powinniśmy odpoczywać.
STARY To bez sensu.
ŁYSY No właśnie. Trzeba się przyzwyczaić.
ŁYSY wyjmuje paczkę papierosów.
ŁYSY Młody, chodź, zapalimy.
MŁODY Nie chce mi się.
ŁYSY Chodź. Nie lubię sam palić.
MŁODY w końcu przysiada się i zapalają papierosy.
"
STARY Jak tak dalej pójdzie, to nigdy tego nie skończymy.
ŁYSY Masz rację. Nie skończymy. Nigdy nie skończymy. Na tym to polega, że nigdy nie będzie końca. Codziennie od nowa. Wstajemy rano i zaczynamy od nowa, i od nowa, i od nowa, ale nigdy nie kończymy, bo znowu jest rano i trzeba zaczynać.
STARY Zawsze tak było.
ŁYSY Zawsze było inaczej. Zawsze był fajrant i szedłeś do domu. Zawsze wiedziałeś, kiedy będzie koniec, zawsze wiedziałeś, jaki to ma sens... Tak było, ale się skończyło i teraz nie ma fajrantu, tylko jest przerwa na sen.