Onieśmielona życiem praktykantka fryzjerska z Wągrowca, ciężka trochę od snu, słodyczy i pierwszej młodości, postanowiła wraz z przyjaciółką, zresztą za jej namową, spędzić wakacje w jednej z odnych miejscowości nadmorskich.
Kurort był na miarę jej wyobrażeń o wielkim świecie i taki też okazał się Sylwek, przystojny rzydziestolatek, rozwiewający wokół siebie zapach powodzenia, pieniędzy, pewności siebie i wody olońskiej Paco Rabanne. Sylwek i jego kumpel Kapiszon to królowie życia. Markowe ciuchy, dobre papierosy, drogie alkohole, bransolety na przegubach dłoni i boskie odżywki na każdą okoliczność.
Monika była pod wrażeniem chłopców i świata, jaki przed nią uchylili, tak że poderwana gdzieś na plaży, bez szczególnego zamiaru, nawet przekonania, w chwili nudy najpewniej lub bezmyślnej
swawoli, oddała się namiętnie wakacyjnemu romansowi.
Zbyt zachłanna na szczęście, by ostentacyjna bezkarność, z jaką młodzi mężczyźni i ich kompani
używali życia, w jakikolwiek sposób ją powściągały. Knajpiane burdy, brawurowe piruety na
skuterach wodnych, ostry hazard w przedpremierowym kasynie, które nim dojrzało, już zgniło, nocne rajdy samochodowe po uliczkach zastraszonego miasta czy wreszcie plugawy, podmiejski język, jaki przebijał się niczym zatrute źródło przez cienką powierzchnię bajeranckiej poprawności, nie wytrącały dziewczyny z zauroczenia.
Odwrotnie, im impet tego życia wzbierał, a działo się tak z dnia na dzień, tym apetyt Moniki na nie rósł. Nie ma co ukrywać, dziewczyna zbyt młoda była, głupia i nieczuła, by ślad refleksji naruszył jej fascynację. Tym bardziej że sama nabierała blasku, przepoczwarzając się z szarej myszy w uświadamiającą sobie własne powaby zakochaną kobietę.
Kurort był na miarę jej wyobrażeń o wielkim świecie i taki też okazał się Sylwek, przystojny rzydziestolatek, rozwiewający wokół siebie zapach powodzenia, pieniędzy, pewności siebie i wody olońskiej Paco Rabanne. Sylwek i jego kumpel Kapiszon to królowie życia. Markowe ciuchy, dobre papierosy, drogie alkohole, bransolety na przegubach dłoni i boskie odżywki na każdą okoliczność.
Monika była pod wrażeniem chłopców i świata, jaki przed nią uchylili, tak że poderwana gdzieś na plaży, bez szczególnego zamiaru, nawet przekonania, w chwili nudy najpewniej lub bezmyślnej
swawoli, oddała się namiętnie wakacyjnemu romansowi.
Zbyt zachłanna na szczęście, by ostentacyjna bezkarność, z jaką młodzi mężczyźni i ich kompani
używali życia, w jakikolwiek sposób ją powściągały. Knajpiane burdy, brawurowe piruety na
skuterach wodnych, ostry hazard w przedpremierowym kasynie, które nim dojrzało, już zgniło, nocne rajdy samochodowe po uliczkach zastraszonego miasta czy wreszcie plugawy, podmiejski język, jaki przebijał się niczym zatrute źródło przez cienką powierzchnię bajeranckiej poprawności, nie wytrącały dziewczyny z zauroczenia.
Odwrotnie, im impet tego życia wzbierał, a działo się tak z dnia na dzień, tym apetyt Moniki na nie rósł. Nie ma co ukrywać, dziewczyna zbyt młoda była, głupia i nieczuła, by ślad refleksji naruszył jej fascynację. Tym bardziej że sama nabierała blasku, przepoczwarzając się z szarej myszy w uświadamiającą sobie własne powaby zakochaną kobietę.