Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Kot na stole

O miłości do Toskanii i... kotów.

„Grazie mille per la bella descrizione della nostra osteria, sono venute molte persone con la vostra guida... grazie mille ancora e a presto. Un saluto dalla Botte Piena."

Przyznacie, że brzmi to pięknie. Drugi raz jednak już się nie musicie męczyć, przetłumaczę te słowa włoskie na nasz nadwiślański język. A to, co wyżej, znaczy: Serdeczne podziękowania za piękne opisanie naszej gospody, bardzo wiele osób przyszło do nas dzięki Waszemu przewodnikowi... Serdeczne dzięki ponowne i do zobaczenia. Pozdrowienia z Botte Piena.

Tak właściciele prawdziwie toskańskiej restauracji rodzinnej podziękowali Annie Marii Goławskiej i Grzegorzowi Lindenbergowi za entuzjastyczną ocenę i kuchni, i wystroju ich knajpki.

Brałem do ręki „Toskanię i okolice" z pewnym niepokojem. Sam bowiem byłem tam wielokrotnie i obawiałem się, że autorzy w przewodniku, o którym piszą, iż jest subiektywny, będą zmuszali mnie do zmiany opinii o tej pięknej okolicy. Tymczasem ich spojrzenie na te regiony Toskanii, w których byłem, niemal całkowicie pokrywa się z moimi wrażeniami. Dzięki temu wzbudzili we mnie silną ochotę, by - idąc ich śladem - odwiedzić regiony, w których jeszcze nie byłem.

Książka Goławskiej i Lindenberga wyróżnia się (i to na plus) spośród wszystkich znanych mi przewodników tym, że w gruncie rzeczy omija przetarte szlaki i najczęściej odwiedzane miasta. (Z pewnymi wyjątkami, bo trudno ominąć Florencję czy Sienę.) Najczęściej jednak autorzy jeżdżą po tzw. opłotkach, czyli wsiach i miasteczkach „stonce turystycznej" zupełnie nieznanych.

Największą frajdę sprawił mi rozdział dotyczący jedzenia. Mimo że autorzy „Toskanii" przejawiają nieco inny apetyt niż ja (mają wyraźną niechęć do ryb i owoców morza, o których nie ma tu zbyt wiele), ich miłość do kuchni miejscowej jest równie wielka jak moja.

Reklama