Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Poezja niepoważna

Poezja niepoważna ma się OK.
Poezja w Polsce jest sprawą poważną, i to śmiertelnie. Kiedy kilka lat temu Wisława Szymborska wydała tomik niepoważnych „Rymowanek”, zdarzały się opinie (co prawda wygłaszane w kuluarach), że publikowanie takich rzeczy szarga jej autorytet i nie przystoi noblistce.

Anglosaska poezja niepoważna ma się lepiej. Cieszy się dużym prestiżem, a powodzeniem – to nawet i u nas. Dowodzi tego potrzeba wznowienia ułożonej i przetłumaczonej przez Stanisława Barańczaka antologii „Fioletowa krowa”. Barańczak stara się od lat zaszczepić u nas anglosaskie zamiłowanie do poetyckiego absurdu: tłumaczy, rymuje sam, a nawet teoretyzuje – dość poważnie – na temat poetyckich zabaw. Czy robi się od tego zabawniej, tego stwierdzić nie można. Na podstawie „Fioletowej krowy” da się jednakże sformułować kilka niewesołych wniosków.

Po pierwsze – nie ma nic zabawniejszego nad wszelkie nieszczęścia. Oczywiście można śmiać się ze zwierząt i roślin, z życia w ogólności. Ale jakkolwiek by się starać, to i tak najśmieszniej wychodzi, gdy ciotka wpadła do studni, bo nareszcie coś się dzieje. Po drugie – w kwestii humoru nie ma co liczyć na żaden postęp. Od czasów renesansu po dzień dzisiejszy śmieszy nas mniej więcej to samo, a epoka, w której napisano wiersz, nie ma znaczenia. Po trzecie – najbardziej finezyjny żart poetycki doprowadza co najwyżej do chichotu i nie jest w stanie w dziedzinie śmieszności przebić udanego humoru występującego pospolicie w życiu. Tezę tę formułuję jednak wyłącznie na podstawie obserwacji własnej osoby, radzę więc czytelnikowi sprawdzić ją na sobie. A nuż okaże się, że jest odwrotnie?

Polityka 23.2007 (2607) z dnia 09.06.2007; Kultura; s. 66
Reklama