Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Rzeczy odważone, rzeczy odważne

Rzecz odważona. Rzecz odważna.

Marta Grunwald na pięćdziesięciu stronach debiutanckiego tomu "Ajajaj...!" zgromadziła poetyckie obrazki, momentami bliższe prozie poetyckiej niż wierszom, niewolne od szczelin. Raz wrażliwe, raz surowe. I cielesne, i chłodne. Negujące i nagie. Często te wierszowe szkice nie znajdują słownego dopełnienia, jak nie znajduje go sama bohaterka wierszy.

W performatywnych utworach "Ajajaj...!" kobiecy wierszowy głos zaklina "nie bój się". A wtedy wiersze działają mo-mentalne - ale niczym substancja placebo. "Ajajaj...!" jest tomem wyostrzonych modulacji codzienności. Wszystko tu zwyczajne, codzienne obrazy, codzienna wyobraźnia językowa: „nawet kurz opada / jak zwykle / głową w dół". Właśnie stąd bierze się jawne przerażenie. Wiersze mają znieczulać, chronić raz przed klaustrofobią, raz przed agorafobią - w każdym razie przed kolejną, małą, prywatną katastrofą. Tymczasem zamiast znieczulać - wyczulają. Świnka morska zamknięta w pudełku przeraża, ale przeraża też zagęszczenie ludzi na metr kwadratowy.

Bohaterka tomu Marty Grunwald po omacku stara się zorientować w świecie, samozidentyfikować. Bywa, że fałszywie wysuwa wnioski i fałszywe stwierdza etymologie. Ten głos kobiecy sprawia wrażenie zdziwionego faktem, że pisze wiersze. Na ich ulice wytacza się strach: „żyję z ciekawości / i ze strachu przed bólem". W debiutancki tomie - pełnym niepogodzonych różnic, może nie radykalnych rozwiązań językowych, ale opowieściowych - poetka zdaje relację z braku odporności. Tytułowe "ajajaj" raczej jest onomatopeją bólu niż zachwytu.

Pretekst do zestawienia zbiorów Marty Grunwald i Adama Wiedemanna nie jest zbyt wyszukany - te dwie książki ukazały się niedawno w Wielkopolskiej Bibliotece Poetów pod redakcją Mariusza Grzebalskiego.

Reklama