Towarzysze Alonki
Towarzysze znaleźli się szybko.
Pewnego dnia Alonka stała na asfalcie. Wokół zmierzchało, wiał suchy, zimny wiatr, wzbijał się kurz, pachniało cegłą. Było nudno, ciało kurczyło się z zimna, dłonie grabiały. I Alonka powiedziała:
- Ech, przydałby się wierny towarzysz! Chlapnęlibyśmy sobie i wystrzelali wszystkich sukinsynów!
A tymczasem polem, lasem wędrował Wańka Sztojber, typ nieokrzesany. Cuchnęło od niego machorką, a z kurtki wyłaziła wata. I usłyszał słowa Alonki.
- Ooo! - ryknął, radośnie szczerząc kły. - Chlapnąć nie zawadzi! Co, stawiasz?
- Głupi jesteś - osadziła go Alonka. - Plułeś gazetą ze skrętów, kiedy ja czytałam mądre książki.
- Pewnie, że głupi - zgodził się Sztojber. - Jak miałem siedem lat, zapakowali mnie do świrów, bo wylałem nauczycielce na głowę wiadro czerwonej farby. Ale, ale, słyszałem, że też jesteś szurnięta?
- Owszem - powiedziała Alonka w ramach solidarności. - To co, obalamy reżim?
- A co cię tak wzięło na obalanie? - zapytał Sztojber.
- Sam pomyśl, jaka zabawa - powiedziała Alonka, pobrzękując kluczami na szyi; małym dziewczynkom wiesza się na szyi klucze od domu, żeby ich nie zgubiły, ale Alonka dalej je nosiła, mimo że miała już szesnaście lat. - Odlot! Nakopiesz wszystkim ile wlezie, nikt ci nie podskoczy.
Sztojber rozważył propozycję Alonki. W bandzie Kuźkina, która biła, rabowała i rządziła w całej okolicy, był zwykłą blotką, pionkiem. A kiedy przed dwoma dniami zrozumiał, co z nim teraz zrobią, szybko wziął nogi za pas. Gdyby nie ten kryzys w życiu osobistym, pewnie wyśmiałby Alonkę i tyle. Ale teraz mróz przeszedł mu po kościach. Sztojber chciał już tylko upić się i obalić reżim.