Kiedy stoimy przed klasycznym dziełem sztuki, widzimy w nim dokładnie tyle, ile wiemy. Czytając debiutancki tom prozy Bianki Rolando (artystki, pisarki, istnej polsko-włoskiej kobiety renesansu), nie możemy się wyzbyć wrażenia, że główny pomysł polega na odwróceniu tej nieubłaganej zasady. Większość krótkich opowiadań składających się na „Rozmówki włoskie" jest próbą spojrzenia na rzeczywistość przez pryzmat wrażliwości nabytej dzięki obcowaniu z wielkim malarstwem. Co bardzo interesujące - nie jest to wrażliwość wyłącznie wizualna.
Książkę Rolando ilustrują czarno - białe zdjęcia malowideł, będących inspiracją dla poszczególnych tekstów, ale również fotografie zwyczajnych, często dość obskurnych, miejsc we Włoszech, na które „przeniosła" ona swoje artystyczne fascynacje. Otwierające zbiór opowiadanie „Odkurzacz" (impulsem był w tym przypadku znany obraz Mantegni „Martwy Chrystus"), stanowi doskonałą próbkę poetyki, którą będzie się posługiwała w swoich kolejnych impresjach pisarka. Od początku zostajemy więc wciągnięci przez żywiołowy - choć dobrze uregulowany - strumień świadomości (ta technika narracyjna, z wielu względów, znakomicie pasuje do Włoch). Mieszają się w nim przeróżne głosy, języki i - co chyba najistotniejsze - punkty widzenia. Trzeba też zaznaczyć, że mimo tajemniczych zwłok, wyłowionych w pierwszym opowiadaniu z rzeki - jest to proza niemal zupełnie afabularna. Jej wielką zaletą jest inwencyjność językowa, a także, nie dająca się ujarzmić, wieloznaczność.
Powodem, dla którego kolejne opowiadania przykuwają naszą uwagę, jest przede wszystkim świetny słuch pisarski autorki.