Jędrek miał w tym roku przystąpić do pierwszej komunii. To jednak nie było takie proste, jak mogłoby się wydawać. Doskonale pamiętam rozmowę mamy i taty, choć zdarzyło się to kilka miesięcy temu. Daleko jeszcze było do komunii, lecz nasza katechetka rozdała dzieciom karteczki, które miały wręczyć rodzicom.
Mama przeczytała karteczkę i zbladła.
-Boże, ile to będzie kosztowało! Za czasów Oli było taniej! Ależ się ten Sopel ceni!
Od tamtej pory ciągle mówiła o jakichś dodatkowych kosztach dla księdza Sopla i o garniturku dla Jędrka. Na ciuchach nie można podobno kupić, trzeba zamówić u krawca. Tata powiedział:
-Co się będziemy pierniczyć! Obowiązku nie ma! Mama wałkowała na stolnicy ciasto na pierogi.
Odłożyła wałek, wytarła dłonie w fartuch i podeszła do taty, który siedział w tym naszym fotelu od
pana Ryśka.
-Jak ci nie wstyd?! Czy wiesz, co ludzie powiedzą, jak nasz syn nie pójdzie do pierwszej komunii?!
Tata się zaśmiał, lecz po chwili spochmurniał i bez słowa sięgnął po pilota. Nacisnął przycisk i włączył program, w którym rozmawiali jacyś panowie w garniturach. Na pewno byli mądrzy, bo kamera długo pokazywała ich twarze, gdy kolejno się wypowiadali. Pani dziennikarka -o takich samych włosach jak moje, mamy i Marysi -zapytała pana z sumiastymi wąsami:
-Czy becikowe jest właściwym rozwiązaniem dla rodzin, które nie mają bieżących środków na utrzymanie dzieci?
Pan z sumiastymi wąsami pokiwał głową.Uśmiechnął się przymilnie do pani dziennikarki i odpowiedział:
-Oczywiście, że jest dobrym rozwiązaniem. Taka suma piechotą nie chodzi. Proszę sobie wyobrazić rodzinę bez wsparcia ze strony państwa.
Reklama