Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Szklana melancholia

Natrętna myśl wariantywnie.

Idealna przejrzystość zdaje się być niemożliwa. Przejrzystość, przezroczystość, transparentność; raczej transparence, transparencia – jawią się jako kategorie jasne, tymczasem ich znaczenia przesuwają się na granicę klarowności. Liczba mnoga nie jest tu przypadkowa. Pojęcie „przezroczystość” podlega nieustannemu rozbijaniu, rozdrabnianiu, zostaje prześwietlone, by wyszło na jaw to, co ukrywa się pod płaszczem jednoznaczności. Ale semantyka, czy sam język, jest jedynie jedną z wielu kwestii, jakie pojawiają się w książce Marka Bieńczyka.

Problem przewodni związany jest z procesem patrzenia i postrzeganiem rzeczywistości. Bieńczyk za Platonem przywołuje termin diaphane, który „oznacza pełną przejrzystość między promieniem wysyłanym przez oko, a promieniem wysyłanym przez przedmiot”; przecinają się one w relacji pełnej adekwatności, bez zapośredniczenia. Percepcja taka, gdy wszystko jest jasne i adekwatne, a świat staje się oczywisty, jest jednak krótkotrwała. W perspektywie szerszej, pominąwszy metafizykę, okazuje się pozorna. Kategoria transparentności, przeniesiona na inne dziedziny, wynika z jednej strony z potrzeby jawności, z drugiej – jak autor pokazuje – z mody. Przezroczystość stała się terminem zaadaptowanym przez architekturę, sztukę, dyskurs polityczny, także przez język reklamy. W tym ostatnim oznacza idee fascynujące człowieka od wieków, pomaga tworzyć nową antropologię. Przezroczyste kosmetyki, niewidoczne opakowania sugerują zminimalizowanie kontaktu z ziemią, szerzej – z tym, co pod spodem, wydobywają „naturalne piękno naszej skóry”. Estetyka czystości odsuwa wszelkie przejawy somatyczności, eliminuje wszelki brud cielesności, nierozerwalnie związanej z rozkładem i robactwem.

Reklama