Jeszcze dziś, w rozmowach o wojnie i jej skutkach, można usłyszeć, że kogoś, najczęściej członka rodziny, „zabili Niemcy". To skrót myślowy i po zastanowieniu się zwykle dodajemy przytomnie - „hitlerowcy". Ale skróty bywają niebezpieczne i prowadzą na manowce, w tym przypadku w generalizującym ujęciu znika pojedynczy człowiek ze swą niepowtarzalną historią i odpowiedzialnością za swoje czyny, a pojawia się odpowiedzialność zbiorowa, która jednocześnie rodzi zbiorową nienawiść. „Tak sobie myślę, że chwilami to musiało być dla was nie do zniesienia. W końcu to obcy człowiek i tyle czasu pod jednym dachem! Razem! Mój Boże, przecież to się ciągnęło prawie dwa lata! Wie pani, Małgorzato, podziwiam panią. To, że jednak potrafiła być pani dla niej uprzejma, no i w ogóle. W końcu to wróg, jakby nie patrzeć. Obojętne - jaki to człowiek. Wróg to wróg!". Cytowane zdania wypowiada jedna z postaci w powieści "Dom Małgorzaty" Ewy Kujawskiej, historii dwóch kobiet, których losy kształtuje doświadczenie wojenne. Jedna jest Niemką, druga Polką.
Powieść dzieli się na trzy części. W pierwszej poznajemy Hildegard, początki jej małżeństwa, doświadczenie macierzyństwa, bolesne rozstanie z mężczyznami - mężem i dwoma synami, którzy wyruszyli na wojnę, czas oczekiwania. Czytamy nie tylko o zdarzeniach z życia Hildegard, ale poznajemy także jej życie wewnętrzne. Staje się dla nas kimś bliskim, bo im więcej rzeczy się dowiadujemy o niej i o tym, co składa się na jej kobiecy los, tym łatwiej jest nam ją zrozumieć i myśleć o niej jak o naszej matce czy babce. Narodowość i wyznanie schodzą na dalszy plan. Druga część powieści poświęcona jest Małgorzacie, a także koegzystencji dwóch kobiet.