To finałowa część trylogii, którą można przy okazji nadrobić, ale jeśli przeczytamy całość od końca, też się nie pogubimy. Liza Marklund pisze zwięźle i rzeczowo, co pasuje i do surowego klimatu okolic szwedzkiej zatoki Långviken, i do charakteru Wikinga Stormberga, tutejszego szeryfa. Jest schorowany i wstrząśnięty z osobistych powodów, ale nie traci instynktu i policyjnego nosa. Gdy bagna wypluwają szkielet, zjawia się prędko na miejscu i wyczuwa, że chodzi o zadawniony miejscowy spór, a nie, jak sądzą wszyscy inni, o jego zaginioną żonę (tu się pojawia jeszcze ciekawy wątek rosyjskiego szpiegostwa). Rejon w istocie jest szczególny, parę wieków wcześniej starły się o niego dwa rody, oba święcie przekonane, że były tu pierwsze. Osada znikła pod wodą z przyczyn „cywilizacyjnych”, jak wiele podobnych miejsc na świecie, okoliczny przemysł rozwijał się prężnie jej kosztem.
Liza Marklund, Burzowa góra, przeł. Elżbieta Frątczak-Nowotny, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2024, s. 312