Choć o poezji i osobie Rafała Wojaczka napisano dużo, pytanie o jego miejsce w historii literatury polskiej wydaje się wciąż otwarte. Był wszak i jest legendą, z którą zmierzyć się musi każdy krytyk czy egzegeta tej twórczości, a wtedy pojawia się kłopot, bo w legendzie krótkie życie, a zwłaszcza samobójcza śmierć, stoi na pierwszym planie, a twórczość sprawia wrażenie „dowodu w sprawie”.
Bogusław Kierc, wrocławski aktor i poeta, którego z Rafałem łączyła bliska prywatna znajomość, postanowił w swojej książce „Rafał Wojaczek. Prawdziwe życie bohatera” uciec do przodu: biografię Wojaczka potraktował jak dzieło poety, a dzieło nawet nie jak zapis czy refleks, ale jak swoiście autoterapeutyczną próbę usensownienia egzystencji. Pisze Kierc: „Robota poetycka Wojaczka służyła w najwyższym stopniu właśnie temu: opanowaniu chaosu przeżyć i myśli i zrygoryzowaniu osobowości, czyli otchłani sprzeczności”. I jeszcze: „Ten genialny – bo genialny! – poeta bywał często wrednym i marnym aktorem. W roli, którą sam sobie wyznaczył, czytając tekst losu. I wredność, i marność były jego rzeczywistym cierpieniem”.
Wojaczek był przeto swoim własnym bohaterem literackim, co być może tłumaczy siłę jego legendy, ale też w jakimś stopniu oryginalność jego poezji, która nie mieściła się w ustalonych normach literackości, choć Kierc przywołuje dość klarownie inspiracje romantykami, Miłoszem, Białoszewskim, Karpowiczem czy Przybosiem. Istotą tego życiopisania był bowiem w mniejszym stopniu kontekst literacki niż podwójna presja – własnej, prywatnej udręki psychicznej i ducha czasu, który dopingował do przekraczania granic wszelakich konwencji – i tych artystycznych, i tych życiowych.