Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Książki

Lady śpiewa bluesa

Historia wzlotu i upadku, sławy i upokorzeń.

Kiedy żyła, mówiono o niej po prostu "Lady Day". Było kilka wokalistek jazzowych o niezwykłym głosie, ale to przede wszystkim Billie Holiday przeszła do legendy, jako najbardziej wzruszająca. Eleanor Fagan, bo tak naprawdę się nazywała, żyła tylko 44 lata, z których to większość spędziła na scenie. Jej kariera przebiegała dramatycznie: od życia w slumsach i zaniedbywania przez samotną matkę, poprawczaków, gwałtu i prostytucji, nim ukończyła 15 rok życia, aż po odkrycie wielkiego talentu i jej triumfów na scenie jazzowej.

To historia wzlotu i upadku, sławy i upokorzeń. Była pierwszą czarnoskórą wokalistką śpiewającą w „białej" orkiestrze, o współpracę z nią zabiegali najlepsi jazzmani tamtych czasów. Występowała w najwspanialszych salach koncertowych. Przez cale życie odczuwała jednak wieź i rodzaj długu wobec czarnej społeczności. Nawet kiedy była już bogata i sławna, odwiedzała biedne czarne dzielnice, piła z ludźmi i dawała spontaniczne występy w tamtejszych klubikach.

Nic dziwnego, ze już za życia obrosła legendą, ugruntowaną autobiografią napisaną jeszcze za życia, "Lady Sing the Blues". Trafiająca do nas biografia autorstwa Julii Blackburn ma również swoją tragiczna historię. Autorką wszystkich wywiadów była bowiem nadużywająca narkotyków dziennikarka Linda Kuehl, która w latach 70. wykonała tytaniczną pracę, odbywając rozmowy z absolutnie każdą osobą, która mogła coś opowiedzieć o Billie. Jednak wydawnictwo, które zamówiło książkę, ujrzawszy tonę taśm i chaotycznych zapisków, odmówiło publikacji. Po tym Kuehl ostatecznie się załamała i w 1979 popełniła samobójstwo. Później tematem zainteresowała się Julia Balckburn, której ktoś opowiedział o archiwum Kuehl.

Reklama