Jordan
Jeszcze zanim Jordan skończył wstukiwać tajny kod w klawiaturę swojego ściennego sejfu, poczuł, że coś jest nie w porządku. Coś w tyle głowy mówiło mu: „Uciekaj, Jordan, póki jeszcze możesz". Ale dwanaście lat wytężonej pracy dla Mosadu nauczyło go odnosić się do szóstego zmysłu z takim samym sceptycyzmem, z jakim odnosił się do pozostałych. Tyle że tym razem zmysł nie zawiódł. Sejf był pusty. Trzy torby po „odfajkowanych" i zamszowa torba na zatrzaski znikły. Pierwszy raz od czasu, kiedy na jego oczach zabito mu rodziców, Jordan pozwolił sobie poblednąć. „Nie panikuj - nakazywał mu głos w tyle głowy. - To ważne, ważne, ważne". Ale mimo że hierarchia ważności była prawie niemożliwa do ustalenia, głos w tyle głowy dalej kołatał. „Nikt nie znał tej kombinacji poza moją żoną Jamimą... - Jordan próbował zawęzić listę potencjalnych podejrzanych - ...a ją zabiłem w listopadzie, po tym FIASCO ze słodzikiem w kawie". Jordan stał bezradnie przed pustym sejfem. Za błąd popełniony w listopadzie pokarało go teraz, kiedy został z pustą listą podejrzanych. A co, może zapomniał kogoś? Jordan przypomniał sobie, czego uczył go Halamisz na ćwiczeniach podstawowych (zanim został uplasowany jako wtyczka u Czerwonych Khmerów): „Nie bądź pewien żadnego człowieka, nawet siebie!" Nagle wszystko stało się jasne. „Ja ukradłem te torby - szepnął do siebie, jakby nie dowierzając - przecież wszystko pasuje: znałem kombinację i miałem okazję. Kto w ogóle poza mną miał interes, żeby ukraść zamszową torbę na zatrzaski?" Po pierwszym osłupieniu Jordan zdecydował, że trzeba działać i to szybko. Zaskoczył sam siebie od tyłu, szybko pokonał i przywiązał do krzesła.