Lotta z ulicy Awanturników
Przełożyła
Maria Olszańska
Ilustrowała
Ilon Wikland
Wszyscy się nad Lottą znęcają
Pewnego dnia, akurat wtedy, gdy kończyła pięć lat, Lotta z ulicy Awanturników zbudziła się rano okropnie zła. Bo przyśniło się jej coś, co jej się zupełnie nie podobało. A Lotta myślała, że to, co się śni, jest naprawdę. Dlatego tak się rozzłościła. Mała głupiutka Lotta.
- Zbili mojego Niśka! - krzyknęła, kiedy mama weszła, żeby zobaczyć, dlaczego Lotta o godzinie ósmej rano siedzi w łóżku i ryczy.
- Kto zbił twojego Niśka? - pyta mama.
- Jonas i Mia Maria! - krzyczy Lotta.
- Kochanie, głuptasku, to ci się tylko przyśniło - mówi mama. - Jonas i Mia Maria poszli do szkoły i nawet nie mieli czasu, żeby bić twojego Niśka.
- Właśnie że go bili, choć nie mieli czasu! - wrzeszczy Lotta i poklepuje biednego Niśka.
Nisiek Lotty to gruby prosiaczek, którego mama uszyła z różowego materiału i podarowała Lotcie, kiedy Lotta skończyła cztery lata. Wtedy Nisiek był czysty, różowy i piękny, a teraz jest brudny i, prawdę mówiąc, rzeczywiście wygląda jak prosię. Lotta jednak uważa go za niedźwiedzia, chociaż Jonas mówi:
- Cha! Cha! Przecież to nie niedźwiedź, to prosiak.
- Głupiś - odpowiada Lotta - to na pewno jest niedźwiedź.
- Proszę bardzo, niech ci będzie - mówi Jonas. - Tylko chciałbym wiedzieć, czy to jest niedźwiedź polarny, czy zwykły?
- To jest niedźwiedź prosięcy, żebyś wiedział!
Lotta bardzo lubi swego prosięcego niedźwiedzia. W nocy Nisiek sypia w jej łóżku i rozmawiają sobie, kiedy Jonas i Mia Maria nie słyszą.
Teraz wydaje się Lotcie, że Nisiek leży na poduszce bardzo smutny. Głaszcze go więc z płaczem i mówi:
- Biedny Nisiek, zobaczysz, jakie ja lanie sprawię Jonasowi i Mii Marii.
Jonas, Mia Maria i Lotta, i mama, i tatuś mieszkają w żółtym domu przy ulicy Awanturników. Co rano Jonas i Mia Maria idą do szkoły, a tatuś do biura. Tylko mama i Lotta zostają w domu.
- Jakie to szczęście, że mam moją małą Lottę - mawia zwykle mama. - Inaczej całymi dniami byłabym zupełnie sama.
- Tak, jakie to szczęście, że mnie masz - odpowiada zwykle Lotta.
Ale tego ranka, kiedy była taka zła, wcale tak nie powiedziała. W ogóle nic nie mówiła, tylko siedziała nadąsana i zachmurzona. Potem, kiedy już miała się ubrać, mama przyszła z białym sweterkiem, który babcia zrobiła dla Lotty na drutach.
- Nie chcę! - woła Lotta. - On łaskocze i gryzie.
- Z całą pewnością nie - mówi mama. - Dotknij tylko, jaki jest gładki i mięciutki.
- Nie, on łaskocze i gryzie - upiera się Lotta, wcale go nie dotykając. - Ja chcę samitną sukienkę.
Lotta ma sukienkę z niebieskiego aksamitu, jest to jej najładniejsza sukienka. Nazywa ją samitną i teraz właśnie ją chce włożyć, choć jest czwartek, zupełnie zwykły czwartek.
- W niedzielę włożysz aksamitną sukienkę - mówi mama. - A dziś ten sweterek.
- To już wolę chodzić goła - oświadcza Lotta.
- Proszę bardzo - odpowiada mama i schodzi do kuchni.
Lotta zostaje w dziecinnym pokoju na górze, zła i goła. No, oczywiście nie tak zupełnie. Ma na sobie koszulkę i majteczki, a także pończochy i buciki.
- Ale poza tym jestem goła - mówi do Niśka, bo tylko z nim jednym chce rozmawiać.
- Lotto, może byś zeszła na śniadanie? - proponuje mama z dołu.
- Aha, właśnie! - mruczy Lotta, nie ruszając się.
- Odpowiedz, Lotto! - woła mama. - Chcesz kakao czy nie chcesz?
Lotta jest wreszcie zadowolona. Mama może tam sobie stać i zastanawiać się, czy Lotta chce kakao. Lotta ani myśli odpowiadać i aż jej się w środku dobrze robi od tego, że wcale na mamy wołanie nie odpowiada.
Ale jest głodna i właściwie chętnie by to kakao wypiła. Odczekawszy więc sporą chwilę, zabiera z sobą Niśka i schodzi ze schodów. Idzie bardzo wolno. Na każdym schodku troszkę przystaje. Żeby mama nie była zbyt pewna - może Lotta chce to kakao, a może wcale nie...
- Zobaczę jeszcze, co zrobię - zwraca się Lotta do Niśka.
I wchodzi do kuchni.
- A, jest nasza Lotta! - mówi mama.
Lotta stoi w drzwiach z nadętą miną, żeby dać mamie do zrozumienia, że wciąż jeszcze się gniewa.
Mama i Lotta zawsze jedzą śniadanie razem w kuchni. Zwykle bywa bardzo przyjemnie. I teraz też jest przyjemnie. Słońce zagląda w okno, na stole stoi niebieska filiżanka Lotty, w filiżance kakao, a obok leży kromka chleba z serem. W inne dni Lotta przez cały czas gada, ale dziś nie mówi ani słówka. A mama siedzi, pije kawę, czyta gazetę i też nic nie mówi.
W końcu Lotta się odzywa:
- Mogę ostatecznie wypić trochę kakao, jeżeli to takie konieczne.
- Nie, wcale nie jest to takie konieczne - mówi mama. - Zresztą najpierw musisz się ubrać.
Oczywiście Lotta już i przedtem była zła, ale teraz dopiero zrobiła się naprawdę wściekła. Och, jakaż ta mama okropna, nie daje człowiekowi ubrania, tylko jakiś wstrętny sweter, co łaskocze i gryzie! A teraz jeszcze i jeść człowiekowi nie daje.
- Głupia jesteś! - krzyczy Lotta i tupie nogą.
- No, no, Lotto! - mówi mama. - Dość już tego! Idź na górę do swego pokoju i siedź tam, dopóki nie będziesz grzeczna.
Wtedy Lotta wydaje wrzask, który słychać u cioci Berg w sąsiednim domu. I idąc po schodach do dziecinnego pokoju, cały czas tak krzyczy, że ciocia Berg, siedząc u siebie w domu, potrząsa głową i mówi:
- Lottę, biedactwo, widać brzuch boli.
Ale Lottę wcale nie bolał brzuch, tylko była wściekła. I właśnie wtedy zobaczyła biały sweter. Leżał na krześle i bardziej niż kiedykolwiek wyglądał na strasznie drapiący. Lotta ściągnęła sweter na podłogę. A potem ucichła. Bo na podłodze obok swetra leżały nożyczki, którymi Lotta zwykle wycinała lalki z papieru. W zupełnej ciszy Lotta wzięła nożyczki i wycięła w swetrze ogromną dziurę.
- Należy ci się - powiedziała. - Bo gryziesz i łaskoczesz.
Potem wsunęła w dziurę rękę. Oj, jaka ta dziura duża i jakie to okropne zobaczyć, że cała ręka wystaje tam, gdzie wcale nie powinna wystawać. Lotta się zlękła.
- Mówię ci przecież, że to pies pogryzł ten sweter - powiedziała do Niśka.
Podniosła sweter, rozpostarła go i długo mu się przyglądała. Potem wzięła nożyczki i odcięła jeden rękaw.
- Okropnie go pogryzł, coś strasznego - dodała.
Znowu podniosła sweter i długo mu się przyglądała. Potem wzięła nożyczki i odcięła drugi rękaw.
- No, takiego złego psa to jeszcze nigdy nie widziałam!
A potem przestraszyła się na serio. Zwinęła sweter w kłębek i wpakowała do kosza na śmieci. Nie chciała go więcej widzieć.
A tu mama akurat zawołała ze schodów:
- No jak, Lotto, jesteś już grzeczna?
Więc Lotta zapłakała sobie cichutko i powiedziała:
- Wcale nie!
Wzięła Niśka w objęcia i przytuliła go do siebie.
- Chociaż dobrze im tak, niech mają - powiedziała - jak są dla mnie tacy podli.
Lotta dobrze wiedziała, że to nieprawda, ale jak się potnie nowy sweter, trzeba zwalić na kogoś winę.
- O to chodzi - powiedziała Lotta do Niśka. - Są dla mnie podli. Tylko dlatego czasem coś potnę...
Spojrzała na kosz, w którym leżał sweter.
- Zresztą to przecież zrobił pies - powiedziała.
O ASTRID LINDGREN:
- Inna bajka - Sto lat temu urodziła się Astrid Lindgren, autorka przygód Pippi Pończoszanki, „Dzieci z Bullerbyn" i wielu innych książek, przetłumaczonych na prawie sto języków. Pisała dla dzieci, ale przede wszystkim dla siebie, aby zabawić to dziecko, które było w niej samej.
- Astrid z krainy kamieni - Astrid Lindgren w swoim kraju ma status świętej. Jej grób jest miejscem pielgrzymek. Ponieważ wiele osób zostawiało przy grobie pisarki listy - jak do świętego Antoniego - pięć lat temu zarząd cmentarza ustawił obok skrzynkę.