Plądrowanie własności pomordowanych Żydów to zjawisko rozpowszechnione podczas okupacji. W oczekiwaniu na rozpoczęcie wywózki Żydów ze Szczebrzeszyna w połowie kwietnia 1942 roku „zjechało się sporo furmanek ze wsi i wszystko to niemal cały dzień stało w oczekiwaniu, kiedy można będzie przystąpić do rabunku" - zanotował Zygmunt Klukowski. „Z różnych stron dochodzą wiadomości o skandalicznym zachowaniu się części ludności polskiej i rabowaniu opuszczonych żydowskich mieszkań. Pod tym względem miasteczko nasze z pewnością nie będzie w tyle" - stwierdzał z gorzką ironią.
I rzeczywiście, w październiku, po którejś „akcji", kiedy doktor Klukowski znowu podejmie wątek rabunku, zanotuje w Dzienniku..., że ludność z otwieranych żydowskich domów rozchwytuje wszystko, co jest pod ręką, ludzie bezwstydnie dźwigają całe toboły z nędznym żydowskim dobytkiem lub towarem z małych żydowskich sklepików".
Na drugim końcu Polski, w Jedwabnem, 10 lipca 1941 roku „jeszcze dopalała się stodoła, kiedy część mieszkańców rzuciła się na mienie pożydowskie".
Przechodzenie własności żydowskiej w ręce Polaków podczas okupacji to zjawisko rozłożone w czasie i nieograniczone bynajmniej do aktów grabieży przy okazji likwidacji gett lub mordów zbiorowych popełnianych przez ludność autochtoniczną. Większość wymuszonych okolicznościami transakcji między Żydami i miejscową ludnością - kiedy Żydom nakazywano przeprowadzkę do wyznaczonych gett, dajmy na to - miało dokładnie takie same skutki. Także i po śmierci Żydzi byli obiektem zainteresowania osób pragnących się szybko wzbogacić. Po wojnie rozkopywano zbiorowe mogiły pomordowanych w poszukiwaniu kosztowności.
Ilu ludzi w jakiejś mierze skorzystało na czystce etnicznej przeprowadzonej podczas okupacji przez Niemców - nie wiadomo.