Książki

Fragment książki "Rasa mystica"

Autobus będzie zapchany ponad miarę. Wszystkie miejsca siedzące będą zajęte, do tego z pewnością tłum stojący w przejściu z poupychanymi między nogami walizami, tobołami, torbami i pakunkami. Jak zawsze. Ale, na szczęście, poprzedniego dnia kupiłem sobie bilet na dworcu, w przedsprzedaży. Staram się zawsze tak robić, aby spać spokojniej przed podróżą. Stanąłem w kolejce do kasy, nad którą wisiał napis: „For veterans, patriots, upper class-members, credit-cards holders and foreigners". To po prostu zwykły rasizm. Kastowy rasizm, bo inaczej nazwać tego nie umiem, chociaż zdaję też sobie sprawę, że tego nie rozumiem. Tak tu jest od tysięcy lat. Ta kolejka była kilkakrotnie krótsza od trzech innych kolejek dla „normalnych" Hindusów, ale i tak minęły prawie dwie godziny, nim dotarłem do okienka, za którym królowała wielka matrona w uniformie. Stojąc w kolejce, wypełniłem długi formularz, który, oprócz pytań o imiona moich rodziców, rodzaj wykonywanego zawodu, numery paszportu i wizy, zawierał także pytanie o wiek, płeć i stan cywilny. To ostatnie rozumiałem, chodziło o to, aby nie posadzić zamężnych obok niezamężnych, obcych kobiet obok obcych mężczyzn i odwrotnie; Indie są bardzo purytańskie. Ale pytania o wiek nie mogłem pojąć. W każdym razie pokłoniłem się nisko niezwykle poważnej urzędniczce i poprosiłem o bilet do miejsca, w które zamierzałem się udać następnego dnia. Kobieta była bardzo skrupulatna, z surowym wyrazem twarzy, wypytywała o różne szczegóły dotyczące mojej podróży i osoby, trochę jak celniczka na granicy. Z wyraźnym niedowierzaniem przyjęła moją deklarację wiekową:

- Czterdzieści trzy lata...? - Podniosła się ze swojego stołka i obrzuciła mnie całego taksującym, poważnym wzrokiem.

Nie wiedziałem, czy wydawało jej się, że mam więcej czy mniej.

Reklama