Zrobieni z nocy
Recenzja książki: Tahar Ben Jelloun, "To oślepiające, nieobecne światło"
Kiedy ciało zostaje zredukowane do najprostszych funkcji fizjologicznych, a brak bodźców zewnętrznych doprowadza człowieka do obłędu, kiedy nadzieja na ocalenie jest tak płonna, że niemal grzeszna - ostatnią deską ratunku okazuje się literatura.
Świadczy o tym oparta na faktach historia więźniów - po nieudanym zamachu na króla osadzonych w nieludzkich warunkach w tajnym więzieniu w Maroku. Izolowane od świata, ciemne cele wielkości grobu stają się ich jedyną rzeczywistością na osiemnaście koszmarnych lat. Niewielu ujdzie z życiem, a Ci, którzy ocaleją, nie przyjdą już do siebie na starych warunkach: milczący, skrajnie wyczerpani, ze zniekształconym ciałem będą musieli od nowa nauczyć się najprostszych czynności. Jeden z nich opowiedział swoją historię - poruszająco i sugestywnie spisał ją Tahar Ben Jelloun, należący do grona najwybitniejszych pisarzy pochodzenia marokańskiego. W znakomitym przekładzie Małgorzaty Szczurek dostajemy tę opowieść pod polskim tytułem „To oślepiające, nieobecne światło".
Wiele powiedziano o dobroczynności fantazjowania, o sile i zbawiennym wpływie wyobraźni. Ale Jelloun przykazanie dotyczące pielęgnowania ducha i stymulowania wyobraźni traktuje dosłownie. Dla mieszkańców grobu, w świecie bez światła, kolorów i normalnych relacji społecznych - literatura okazuje się jedynym węzłem komunikacyjnym ze starym porządkiem rzeczywistości. Autor projektuje znany model literatury jako darmowej wycieczki do innej rzeczywistości. Z tym że w tym przypadku ta wycieczka ratuje więźniom życie. Literatura jako eskapizm, jako całkiem utylitarny dar kultury. Nie jako naddatek dla pięknoduchów, sublimacja popędów, pożywka dla snobów, fanaberia sfer. Oto widzimy całkiem konkretną, realną funkcję literatury: ratuje przed obłędem, pozwala opuścić skatowane ciało, przynosi ulgę i pocieszenie w czasach największego mroku.