Powieść jak cios pięści
Recenzja książki: Lyonel Trouillot, Dzieci bohaterów
Dwoje dzieci z dzielnicy biedaków morduje ojca znęcającego się nad matką. News na szóstą stronę gazet, które żywią się tragedią. Co działo się wcześniej? Co dzieje się potem? Nie można powiedzieć, że nikogo to nie obchodzi, ale nie jest to już częścią medialnej historii. Nieznany jeszcze u nas, wybitny haitański pisarz Lyonel Trouillot postępuje inaczej: oddając głos jednemu z młodocianych zabójców, odsłania powoli splot wydarzeń, które doprowadziły do nieszczęścia. Mężczyzna, który wbrew ambicjom rodziców postanowił zostać bokserem. Pierwsza walka, która kończy się przegraną. Frustracja i gniew, poczucie klęski, za którą ktoś musi zapłacić. Płaci żona, z pokorą przyjmująca ciosy od niedoszłego pięściarza. Sekwencja wydarzeń jest nawet banalna. Ale nie ona jest tu najważniejsza.
Autor jest wnikliwym obserwatorem. Pisze, że dla dzieci najbardziej dotkliwa była nie przemoc, lecz nuda, powtarzalność przemocy. Kręcenie się w kole, w którym nie było życia. „W nas wszystkich jest tak mało życia, myślę o ludziach z dzielnicy”, mówi w pewnym momencie mały narrator. Być może dlatego zbrodnia – spontaniczna, niezaplanowana – nie jest dla dzieci aż tak dużym wstrząsem. Uciekając, przez moment mogą zachłysnąć się swoją solidarnością, zrealizować choć jedno marzenie. To dla nich bardzo dużo. Czy literatura zaangażowana to taka, która usiłuje zmieniać rzeczywistość? Czy raczej taka, która stara się jak najlepiej ją sportretować i jednocześnie nie zdradzić literatury jako takiej? Jeśli to drugie, to haitański pisarz Trouillot rzeczywiście jest pisarzem zaangażowanym. W jego powieści „Dzieci bohaterów” nie poświęca się (literackich) środków dla (społecznego) celu. Odwrotnie: właśnie dlatego, że powieść ta jest artystycznie wiarygodna, ma też ogromną siłę perswazyjną. Pamięta się z niej pojedyncze zdania – niektóre mocne jak ciosy pięści.
Lyonel Trouillot, Dzieci bohaterów, przeł. Jacek Giszczak, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2009, s. 134