Sześć
Pewien pan, który zna łacinę, ale nie zna greki, chodzi po domu i czeka na telefon. W rzeczywistości nie wie, na jaki telefon czeka ani czy telefon w ogóle zadzwoni. Przypuszczając, że żadnego telefonu nie będzie, nie wie, co to ma znaczyć. Z pewnością oczekuje telefonów od osób mających bliższy związek z jego życiem. Są telefony, których się boi. Wie, że jest człowiekiem, którego łatwo podejść, i za odrobinę spokoju gotów jest płacić własną krwią. Z powodów, których nigdy nie wyjaśnił do końca, ma wrażenie, że jest przedmiotem bezustannych ataków nienawiści i podejrzliwości, uczuć, które odczuwającym je dają pełne poczucie siły i każą im używać telefonu. Pewne go razu miał telefon od przyjaciela, któremu pożyczył pieniądze. Pieniądze pożyczone zostały przed trzema laty i nigdy niezwrócone, ale wykiełkowała z nich głęboka nienawiść. Przyjaciel próbował go nawet obić. Innym razem na próżno usiłował przerwać łkającej, porzuconej kobiecie, która nakręciła zły numer. Z tą ostatnią rozpoczął korespondencję telefoniczną, która ciągnęła się przez kilka tygodni, aż do chwili gdy po tamtej stronie linii odpowiedział mu głos nieznany, kłótliwy i niewinny. Nie ośmielił się tam więcej dzwonić. Teraz mogłaby zadzwonić pewna kobieta, którą kocha, a która nie śmie kochać jego i odważa się na miłość tylko po długich okresach udręki, kobieta, którą kocha i która go kocha, ale zbyt jest zajęta, by zdać sobie z tego sprawę, kobieta, której on nie kocha, a która kocha jego, co mu pochlebia bez stwarzania sytuacji nieznośnie konfliktowych. Ale on chciałby właśnie zupełnie innego telefonu, nieprzewidzianego, zdolnego zmienić obraz życia, które wydaje mu się nieciekawe i właściwie tylko irytujące.