Muzyka

Polka z importu

Recenzja płyty: Julia Marcell, "June"

materiały prasowe
O kolejny krok naszej zagranicznej Polki zupełnie się nie boję.

Autorka „June”, olsztynianka mieszkająca dziś w Berlinie, po raz kolejny zaskakuje. Już samo nagranie i wydanie pierwszej płyty „It Might Like You” – od razu światowe i dzięki finansowemu wsparciu internautów – wydawało się osiągnięciem z gatunku niemożliwych. Druga udana płyta pokazuje, że ważniejsza od tego pomysłu na karierę jest ewolucja artystyczna Julii Marcell jako wokalistki, ale też autorki. To piosenki w znacznie bogatszych, urozmaiconych aranżacjach, wokalnie kojarzące się nieco z nagraniami Kate Bush, ale – co ciekawe – proste przypisanie ich do sceny jakiegokolwiek kraju wydaje się zupełnie niemożliwe. Dlatego tak zaskakująco brzmi utwór „Echo”, który do angielskiego tekstu wprowadza udziwnione polskie frazy. Fortepian przestaje być na nowej płycie głównym instrumentem akompaniującym wokalistce, ciągle ważną rolę pełnią smyczki, mocniejsza jest strona rytmiczna, a niemieccy producenci wykonali świetną robotę, by cały materiał zachował spójność. O kolejny krok naszej zagranicznej Polki zupełnie się nie boję.

Julia Marcell, June, Haldern Pop/Mystic

Polityka 42.2011 (2829) z dnia 12.10.2011; Afisz. Premiery; s. 85
Oryginalny tytuł tekstu: "Polka z importu"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Afera upadłościowa, czyli syndyk złodziejem. Z pomocą sędziego okradał upadające firmy

Powstała patologia: syndycy zawyżają koszty własnego działania, wystawiają horrendalne faktury za niestworzone rzeczy, sędziowie to akceptują, a żaden państwowy urzędnik się tym nie interesuje. To kradzież pieniędzy, które należą się przede wszystkim wierzycielom.

Violetta Krasnowska
12.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną