Muzyka

Narodziny legendy

Recenzja płyty: Adele, "Live at the Royal Albert Hall"

materiały prasowe
23-letnia Brytyjka prowadzi rozbudowaną konferansjerkę, zaskakując luzem i dowcipem.

Inaczej się dziś patrzy na Adele Adkins niż na początku roku, gdy wychodziła płyta „21”. Po 11 miesiącach na szczycie list bestsellerów mamy już do czynienia z nową legendą. Żaden album w XXI w. nie odniósł tak szybko sukcesu. Na liczniku ma już 12 mln sztuk – nawet Amy Winehouse i Norah Jones nie sprzedawały płyt w takim tempie. Można Adele nie lubić – choć trudno, przy jej naturalności i mało konfekcyjnym, jak na dzisiejszy pop, repertuarze – ale trudno nie mieć ulubionej piosenki z jej repertuaru. Uświadomiła mi to żona, zauważając, że na koncertowym albumie wydanym właśnie w wersji CD i DVD brakuje utworu „He Won’t Go”. Jest za to prawie cała reszta z dwóch dotychczasowych płyt, a 23-letnia Brytyjka prowadzi rozbudowaną konferansjerkę, zaskakując luzem i dowcipem; śpiewa z fantastyczną swobodą i tylko czasem chwyta się za gardło. Co przypomina o jej problemach z głosem, kolejnych odwoływanych w tym roku koncertach i listopadowej operacji, podobno zakończonej sukcesem. „Live at the Royal Albert Hall” zastąpi więc słuchaczom „żywy” kontakt z Adele, która obok sukcesów miała też trudne miesiące.

Adele, Live at the Royal Albert Hall, XL (DVD+CD)

Polityka 50.2011 (2837) z dnia 07.12.2011; Afisz. Premiery; s. 81
Oryginalny tytuł tekstu: "Narodziny legendy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Śledztwo „Polityki”. Białoruska opozycjonistka nagle zniknęła. Badamy kolejne tropy

Anżelika Mielnikawa, ważna białoruska opozycjonistka, obywatelka Polski, zaginęła. W lutym poleciała do Londynu. Tam ślad się urwał. Udało nam się ustalić, co stało się dalej.

Paweł Reszka, Timur Olevsky, Evgenia Tamarchenko
06.05.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną