Wydarzeniem jest tu przede wszystkim studyjna współpraca z zespołem wokalisty Ozzy’ego Osbourne’a, dobrze dysponowanego, biorąc pod uwagę wiek i problemy zdrowotne. Ale czemu się dziwić, skoro jego zaskakująca kondycja stała się ostatnio nawet tematem naukowych sympozjów. Zabrakło perkusisty Billa Warda, nieźle jednak zastępuje go Brad Wilk (czyżby rekrutowali według inicjałów?) z Rage Against The Machine. Na długo oczekiwanej płycie „13” grupa ewidentnie nawiązuje do swojego brzmienia w najstarszej, surowej i inspirującej młodszych artystów wersji, czyli do początku lat 70. To wizja ciężkiego rocka z bluesowymi naleciałościami, opartego na ponurych riffach gitarowych i mocnej grze sekcji rytmicznej. Nic nowego pod słońcem – czy raczej pod księżycem w pełni – z wyjątkiem superproducenta Ricka Rubina, który czuwając za konsoletą, wywoływał ducha starego Black Sabbath.
Black Sabbath, 13, Vertigo