Muzyka

Stylista riffów

Recenzja płyty: Jack White, „Lazaretto”

materiały prasowe
Album bardzo różnorodny, który spaja tylko myśl o odtwarzaniu przeszłości muzyki gitarowej – bluesa, hard rocka, garażowego brzmienia z lat 60.

Na rynku kolejne wznowienia płyt Led Zeppelin, więc bohaterowie świetnego muzycznego filmu „Będzie głośno” – stary mistrz (Jimmy Page) i młody, który właśnie wydał drugą autorską płytę (Jack White) – będą z nimi konkurować. Dla miłośników licznych talentów Jacka White’a, znanego z The White Stripes, The Raconteurs i The Dead Weather, nie będzie zaskoczeniem, że lubi Led Zeppelin. Mogą się spodziewać kolejnych wycieczek w stronę grupy Page’a. Ale „Lazaretto” to album bardzo różnorodny, który spaja tylko myśl o odtwarzaniu przeszłości muzyki gitarowej – bluesa, hard rocka, garażowego brzmienia z lat 60. (świetny „Just One Drink”), a nawet folku i country, jeśli wziąć pod uwagę choćby ładny „Temporary Ground” ze skrzypaczką i wokalistką Lillie Mae Rische. Jej głos wraca w bardzo przebojowym „Alone in My Home”. To słodko-kwaśna piosenka porozwodowa, deklasująca niedawne wspomnienia z rozstania Chrisa Martina na albumie Coldplay. Podobny jest ton całej płyty „Lazaretto”, rozpoczynającej się cytatem z bluesowej pieśni o kobietach Blind Williego McTella „Three Women”. White jest perfekcyjnym gitarowym stylistą i ze wszystkim tu jest jak z tą piosenką – czego dotknie, już jest jego.

 

Jack White, Lazaretto, Third Man/XL

Polityka 25.2014 (2963) z dnia 15.06.2014; Afisz. Premiery; s. 81
Oryginalny tytuł tekstu: "Stylista riffów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Ranking najlepszych galerii według „Polityki”. Są spadki i wzloty. Korona zostaje w stolicy

W naszym publikowanym co dwa lata rankingu najlepszych muzeów i galerii sporo zmian. Są wzloty, ale jeszcze częściej gwałtowne pikowania.

Piotr Sarzyński
11.03.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną