Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Muzyka

Czarna przeszłość

Recenzja płyty: D’Angelo and the Vanguard, „Black Messiah”

materiały prasowe
Płyta zaskakuje i pozytywnie się wyróżnia w czasach, gdy soulowe produkcje są z reguły mocno podbite elektronicznym rytmem.

Jeśli ktoś nie wie, że Michael Eugene Archer – zwany D’Angelo – jest jedną z najważniejszych postaci soulu i R&B, to pewnie dlatego, że ten długo nie dawał o sobie znać. Po ostatniej, uznanej za arcydzieło, płycie „Voodoo” pracował aż 14 lat nad kolejną. Czekano na nią jak na zbawienie, stąd może pomysł z Czarnym Mesjaszem w tytule – po trosze jest to też pewnie gra na nosie Kanye Westowi, innej ikonie afroamerykańskiej sceny, który niedawno wydał album „Yeezus”. Na tej scenie wypada się przechwalać. Ważne, by – jak D’Angelo – choć po części spełniać obietnice. „Black Messiah” jest spójny jak na zbiór dość różnorodnych piosenek, od funkowych nagrań w stylu Prince’a czy Sly&The Family Stone po liryczne ballady śpiewane głosem o wysokim i bardzo nosowym brzmieniu. Łączy je bowiem tradycyjne podejście do stylu.

D’Angelo and the Vanguard, Black Messiah, RCA

Polityka 2.2015 (2991) z dnia 06.01.2015; Afisz. Premiery; s. 65
Oryginalny tytuł tekstu: "Czarna przeszłość"
Reklama