Brytyjskie trio Muse to dość efektowny przykład zespołu, który przeżuwa tradycję rockową, zaskakując co rusz jakąś inną twarzą.
Brytyjskie trio Muse to dość efektowny przykład zespołu, który przeżuwa tradycję rockową, zaskakując co rusz jakąś inną twarzą. Lepsze słowo w ich wypadku to efekciarstwo, bo wszystkie solówki są technicznie wypolerowane, a partie perkusji gęste i mocne. Ich podejście charakteryzuje kult sprawności, słabość do patosu, a melodyjne wokale obudowane są w harmonie rodem z nagrań Queen. Choć w niektórych utworach na tym albumie zdolnego wokalistę-kameleona Matta Bellamy’ego usłyszymy a to w roli Bono („Revolt”), a to nawet Bryana Adamsa („Aftermath” – tu z kolei początkowe partie utworu kojarzą się z U2) – znów nie bez pewnej egzaltacji i wciąż z wykorzystaniem wszelkich dostępnych efektów.
Muse, Drones, Warner
Polityka
26.2015
(3015) z dnia 23.06.2015;
Afisz. Premiery;
s. 75
Oryginalny tytuł tekstu: "Ofiary systemu"