Zmiana jest korzystna, czego dowodem płyta „Jednym tchem” – zrobiona solidnie, z umiarem, refleksyjnie. 11 nastrojowych piosenek, w tym jedna kompozycja Seweryna Krajewskiego, może się podobać fanom popu, nawet tym całkiem wybrednym. Dużo w tym spokoju ładnie oprawionego gitarowym aranżem (plus dla producenta tudzież gitarzysty Michała Grymuzy).
Sam Piaseczny śpiewa bez zbytniej emfazy, czyli tak, jak należy wykonywać liryczne ballady, z których płyta składa się w całości. Teksty (napisane przez wokalistę) chcą być poetyckie i nawet im się to udaje (polecam zwłaszcza iście stoicki „Przychodzisz, odejdziesz”). Wypada mieć nadzieję, że Piasek, pardon, Andrzej Piaseczny dalej tą drogą podążał będzie, nie oglądając się na marne estradowe błyskotki.
Andrzej Piaseczny, Jednym tchem, Sony/BMG