Irlandzka wokalistka Róisín Murphy publiczność podbijała od nowa już co najmniej dwukrotnie. Najpierw pod koniec lat 90. z grupą Moloko, fantastycznego piosenkowego ramienia ówczesnej sceny klubowej (z osławionym jako taneczny remiks przebojem „Sing It Back”). Później mozolnie odbudowywała tę popularność solo, repertuar równie nowoczesny i oparty na elektronicznych brzmieniach śpiewając z jeszcze większą niż kiedyś lekkością, charakterystyczną dla dawnych gwiazd swingu. Zeszłoroczna płyta „Hairless Toys” była największym solowym sukcesem Murphy w kategoriach rynkowych, a przy okazji wyrafinowaną płytą. Nowa, „Take Her Up to Monto”, idzie dalej, ale bardziej już w kierunku udziwnień. Piosenki roztapiają się tu w zmierzające donikąd amorficzne kompozycje (poza nawiązującym do soulu i bossa novy „Lip Service”). Trudno w nich znaleźć melodyjny refren, ale wcale nie łatwiej się tu natknąć na naprawdę oryginalny pomysł brzmieniowy, napięcie czy emocje. Jeśli to trzecia próba, to skierowana jest do najbardziej wytrwałych miłośników talentu Murphy.
Róisín Murphy, Take Her Up to Monto, PIAS