Elektryzująco akustyczne
Recenzja płyty: Jack White, „Acoustic Recordings 1998–2016”
Jeśli ktoś nie pamięta filmu „Będzie głośno”, przypomnę: Jimmy Page popisuje się w nim swoimi wychodzącymi z bluesa technikami gry na gitarze, a The Edge z U2 przyznaje się, że bez nowoczesnych efektów nie osiągnie swego brzmienia. Najmłodszy z trzech bohaterów, Jack White, gra – dosłownie rzecz ujmując – na czymkolwiek. Włącznie z gitarą zrobioną na poczekaniu z kawałka deski, plastikowej butelki i starej cewki. Bo znanego z The White Stripes i The Raconteurs 41-latka interesuje w muzyce surowość i prawda. A zbiór „Acoustic Recordings”, na którego okładce pozuje ze stuletnim Gibsonem L-1, wystawia go na trudne porównanie z jego przedwojennymi idolami – jako autora wielkiego katalogu piosenek, niekoniecznie bluesowych i nie zawsze oszczędnych, które jednak można wykonać „bez prądu”. Wśród tych 26 utworów znajdziemy znane już oryginały, ale też nowe wersje kilku utworów. Z niespodzianek – świetną wersję „Carolina Drama” z repertuaru The Raconteurs czy choćby odświeżone „Love Is the Truth”, napisane kiedyś do reklamówki coca-coli. Na White’a patrzy się często przez pryzmat jego zmieniających się formuł i zespołów, a tu – przy całej różnorodności – widać triumf żelaznej konsekwencji.
Jack White, Acoustic Recordings 1998–2016, Third Man