Ja doceniam jego osobowość, krystaliczną jakość dźwięku i fakt, że o technice w jego wypadku przy najbardziej karkołomnych dziełach ani przez sekundę się nie myśli. Jest w nim jednak coś zimnego, kalkulującego: trzeba zagrać trochę dziwacznie, żeby było inaczej. Tak odbieram jego Mozartowską płytę z czterema sonatami z późniejszych opusów.
Mimo dźwięku idealnie pasującego do Mozarta interpretacja jest to wydziwiona, z romantycznymi, sztucznymi wahaniami pulsu i dynamiki. Przyjęta przezeń konwencja zdaje egzamin tylko w znanej Sonacie A-dur KV 331, tej z „Marszem tureckim”: jest w niej coś marionetkowego, wdzięcznego.
Mikhail Pletnev, Mozart, Piano Sonatas, Deutsche Grammophon 2005