Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Muzyka

Saga rodu Carterów

Recenzja płyty: The Carters, „Everything Is Love”

materiały prasowe
Za tym monumentalnych rozmiarów braggadocio, nie nadąża jednak muzyczna treść wydawnictwa.

Najpierw Beyoncé nagrała album o męskiej zdradzie (między innymi) zatytułowany „Lemonade”, później jej mąż Jay-Z przepraszał na albumie „4:44”, a „Everything Is Love” to happy end historii najsławniejszego małżeństwa dzisiejszego show-biznesu. Pogodzonego i rosnącego w siłę, co się mierzy choćby w sugerowanych tu możliwościach wpływu na świat. Symbolicznie opowiada o tym już klip utworu „Apeshit”, kręcony w specjalnie wynajętym paryskim Luwrze, wśród eksponatów, na które tylko najbogatszych byłoby stać – a w piosence „Boss” Beyoncé rapuje o fortunie, która utrzyma pięć pokoleń. I opowiadających historię, którą tylko tacy jak Carterowie (małżonkowie podpisali tę płytę The Carters) mogą kształtować. Za tym monumentalnych rozmiarów braggadocio, czyli wpisanym w hip-hop chwalipięctwem, nie nadąża jednak muzyczna treść wydawnictwa, które wydaje się zbyt mocno zbudowane na brzmieniach znanych już z „Lemonade”, trochę tu uzupełnionych zużytymi rozwiązaniami komercyjnego rapu. Wystarczyło więc, by zamknąć małżeński serial, za mało, by zmienić świat.

The Carters, Everything Is Love, Columbia

Polityka 26.2018 (3166) z dnia 26.06.2018; Afisz. Premiery; s. 69
Oryginalny tytuł tekstu: "Saga rodu Carterów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną