Kolejne muzyczne spotkanie ze zmarłym w 2016 r. Leonardem Cohenem wydaje się gestem jak z obchodzącej niedawno półwiecze powieści „Ubik” Philipa Dicka. Mieliśmy tam obraz świata przyszłości, w którym przez pewien czas po śmierci danej osoby można się z nią jeszcze porozumieć. Tutaj ten kontakt umożliwiły nagrane jeszcze za życia teksty – ostatnie wiersze, często miniatury, bardziej mówione niż śpiewane. Ale do tego, że śpiew w klasycznym rozumieniu stopniowo znikał z piosenek kanadyjskiego barda, przyzwyczaiły nas jego ostatnie albumy. „Thanks For The Dance”, wyprodukowany pod nadzorem Adama Cohena, syna artysty, nie jest propozycją tak uderzająco mocną w swojej wymowie jak pożegnalny „You Want It Darker”, ale zachowuje wiele z jego zalet, przynosi sporo mroku i krótkich poetyckich refleksji nad odchodzeniem z tego świata.
Leonard Cohen, Thanks For The Dance, Columbia