Nagrali płytę, której masteringiem zajął się dodatkowo najbardziej wzięty polski spec Jacek Gawłowski. Efekt – modny smooth jazz (bardzo smooth...), wszystko eleganckie, takie niby wysmakowane. Tyle że zamiast wybitnego albumu mamy 53 minuty muzyczki idealnej na tło w kawiarni.
Czternaście wyłącznie instrumentalnych kompozycji, leniwych, nie przeszkadzających, nie angażujących. Miejmy nadzieję, że to jednorazowa chałtura. Dominik Trębski czy Sebastian Skalski poprzednimi dokonaniami postawili sobie wysoko poprzeczkę. Panowie, skaczcie!
Jazz Engineers, First Choice, Vision Music 2006.